Dziesięć dni temu napisałem dlaczego nie lubię Facebooka. A dziś napiszę o eksperymencie, który przeprowadziłem jakiś czas temu na Facebooku właśnie. Postanowiłem zrobić promowanie profilu - fajne doświadczenie marketingowe, które stosowałem już na profilach gejowskich. To świetna zabawa marketingowa, ale przynosząca realne korzyści - jeśli profil ma oczywiście czemuś służyć, a nie jest sztuką dla bliżej nieokreślonej sztuki.
Miałem w swoich znajomych około 30 osób, z czego mniej więcej 20 znałem realnie (albo przynajmniej raz spotkałem), kilka zaś kojarzyłem przez net. Około 10 osób było bliżej mi nie znanych. Ta trzydziestka miała oczywiście swoich znajomych, często po kilkuset lub ponad tysiąc. A więc zdarza się wielu tak zwanych wspólnych znajomych, których Facebook dobrodusznie mi podsuwa do zaznajomienia się.
Planując eksperyment zdecydowałem się na wariant "bezczelny" - wysyłanie zaproszeń do osób, które podsuwa mi Facebook, bez przesłania im jakichkolwiek wyjaśnień w spersonalizowanych mailach. Po prostu ślepe zapraszanie. Chciałem się przekonać na ile to się da zastosować do powiększania listy znajomych i jaka może być reakcja Facebooka.
Skorzystałem z opcji podsuwania mi propozycji znajomych przez Facebooka i zacząłem rozsyłać zaproszenia do ludzi mających ze mną najwięcej wspólnych znajomych, a także do użytkowników Facebooka, którzy się wydawali organizacjami LGBT lub innymi podmiotami instytucjonalnymi (kluby, stowarzyszenia etc.). Facebook utrudnia wysyłanie za wielu zaproszeń, trzeba to robić partiami. Wysyłałem więc zaproszenia póki nie było okien z ostrzeżeniami.
Eksperyment zakończyłem po dojściu do liczby około 350 znajomych - gdy podczas kolejnego, bardziej masowego rozsyłania zaproszeń system Facebooka zablokował mi tą możliwość na 2 dni, co potraktowałem jako "ostatnie ostrzeżenie". Zatem zastosowałem się do sugestii Fejsa aby dodać znajomych, a potem zastosowałem się do sugestii Fejsa aby ich nie dodawać. Idiotyzm typowy dla Facebooka. Trudno sobie bowiem wyobrazić racjonalny system kontroli poprawności zapraszania do Facebooka. Przecież ludzie mający grubo ponad kilkuset znajomych też nie znają wszystkich osobiście.
Gdy się rozsyła duże ilości zaproszeń można zaszkodzić sobie na Facebooku. W zależności od (nieznanej wysyłającemu) liczby odmów (zarówno poprzez skasowanie zaproszenia, jak i poprzez zgłoszenie zaproszenia jako pochodzącego od osoby nieznanej) można zostać zablokowanym lub nawet usuniętym z portalu.
Trzeba więc tak to robić, aby nie uzyskać opinii fejsowego spamera - czyli tak wyważyć proporcje, aby nie wylać dziecka z kąpielą. W ciągu tych kilku dni mogło się zdarzyć że ktoś dostał moje zaproszenia więcej niż jeden raz - a to może być denerwujące. Zastosowałem świadomie metodę intensywnego wysyłania zaproszeń do oporu ze strony Facebooka, ale po zakończeniu eksperymentu postanowiłem oczywiście tego zaprzestać. Nawet kilkukrotne nękanie kogoś w ciągu kilku dni, choć denerwujące, zostanie szybko zapomniane, jeśli to nękanie już się więcej nie powtórzy.
A mnie chodziło o zebranie pewnej, choćby niewielkiej, masy krytycznej znajomych, która by mogła się potem rozrastać w sposób naturalny. Odczekałem te dwa dni (na spłynięcie już rozesłanych zaproszeń) i ostatecznie podsumowałem wyniki.
I co zauważyłem? Nie zliczałem dokładnie zaproszeń wysłanych - byłaby ciekawsza statystyka, ale mało wartościowa - inaczej przyjmuje się zaproszenia ode mnie, a inaczej od gładkiego nastolatka. Za to obserwowałem reakcje użytkowników. Zdecydowana większość reakcji, które mogłem obserwować (a więc nie wliczam tu na przykład kasowania przez kogoś zaproszenia ode mnie) była pozytywna (przyjęcie zaproszenia). Zacząłem więc zliczać przypadki nietypowe. Wyróżniłem trzy takie przypadki i sporządziłem statystykę dla każdego z nich:
- zdziwienie z powodu zaproszenia ode mnie - potwierdzone zapytaniem w formie czata na Fejsie lub maila - czasem skutkujące nawiązaniem znajomości, czasem nie (w sumie 8 osób - z czego 3 przyjęły zaproszenia po moim wytłumaczeniu, zaś 1 wprost odmówiła),
- podziękowanie za bycie zaproszonym, czasem połączone z zaproszeniem na różne strony netowe właścicieli profilu - tym razem zdziwienie po mojej stronie, bo czemu mi dziękują? (w sumie 5 osób, z czego 2 przywitania),
- zaproszenie mnie do Facebooka przez osoby, których sam nie zaprosiłem - czyli echo w drugą stronę (w sumie 8 osób).
Facebook to internetowe stado - rozumiane jako wielkie stado ptaków czy ławica ryb. Większość oddziaływań na Facebooku (takich jak przyjmowanie zaproszeń) może więc przebiegać w sposób odruchowy. Do tego dochodzi potem efekt skali - im więcej ma się znajomych, tym większa szansa otrzymania zaproszeń od nieznanych osób. Nie ze względu na ilość znajomych, ale także z powodu wskazywania przez Facebooka, że ze mną dana osoba ma iluś wspólnych znajomych. A wspólnota przyciąga.
W sumie to fascynujące doświadczenie marketingowe, a marketing jest jedną z moich pobocznych pasji. Od dawna profile na portalach gejowskich, a od nie tak dawna profile na portalach społecznościowych, są moją marketingową działką pracowniczą. Takie trzysta metrów kwadratowych do przekopania. Trzysta metrów - czysta satysfakcja ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz