wtorek, 31 maja 2016

Bajka

Lubie elementy dobrego humoru w życiu lub też treści, które wprawiają w dobry nastrój. Czasem nawet w banalnym zdawałoby się anonsie poświęconym szukaniu partnera do związku może tkwić zdanie, które sprawia, że człowiek pozytywnie się nastroi do naszej ponurej rzeczywistości i uśmiechnie. Może ono bowiem trafić w sedno. Na takie zdane trafiłem w anonsie pewnego 35-latka. Oto ono.

Jestem szczególnym przypadkiem, bo nie oczekuję na królewicza z bajki, lecz na królewicza z tejże samej bajki.

Lubię w ogóle gry słów - to moje ulubione zabawy z językiem (tym mówionym oczywiście - to też gra słów). W tym anonsie mamy rzadki przypadek takiej gry słów, po którą autorzy anonsów bardzo rzadko sięgają, podobnie jak po szczyptę humoru. I mamy tu także garść filozoficznej zgoła refleksji. Faktycznie - nie liczy się bajka jako taka, ale ważne jest to, aby to była nasza bajka. Czy, jak może bardziej literacko i ozdobnie to ujął autor anonsu "tejże sama bajka". 

Bo tak naprawdę autor dotknął w tym zdaniu sensu poznawania się do związku, który polega nie na znalezieniu kogoś o jakichś specjalnych super przymiotach, ale na odpowiednim i wzajemnym dobraniu się. Od tego dobrania się, od naoliwienia wzajemnej relacji, zależy bezproblemowe działanie tego mechanizmu. I wtedy właśnie odczuwamy to jako bajkę - bo bajkowe jest nie obiektywne przedstawienie rzeczywistości, ale poczcie tego superaśnego dobrania się i komfortu towarzyszącego działaniu tego świetnie naoilwionego mechanizmu.

Szukajmy więc po prostu swojej "tejże samej" baki :-)

poniedziałek, 30 maja 2016

Sympatico

Czasem zdarzają się anonse niby nie w moim stylu, czyli nieciekawe dla mnie w perspektywie szukania związku. Przesadzające na przykład z opisem seksu. Ale bywa tak, że ich autorzy po prostu piszą je sympatycznie i z sensem. A seks z sensem ma wartość. Oto przykład takiego anonsu nadanego przez jakiegoś pięćdziesięciolatka. Wybrałem pierwszą połowę anonsu, zawierającą te informacje, które chciałbym skomentować. Oto ta pierwsza część anonsu.

Na początku cyferki 50 - 176 - 84 - 15p. Jak wyglądam widać na zdjęciu. W seksie jestem pasywny w analu i aktywny w oralu. Lubię czuć smak i zapach spermy swojego kochanka więc oral jest bez zabezpieczenia, seks analny w zabezpieczeniu. Bardzo szybko uzyskuję satysfakcję z penetracji odbytu więc nie szukam długodystansowca jeśli chodzi o anal. Nie interesują mnie jednorazowe relacje, tylko dłuższy układ z perspektywą analu bez gumy. (...)

To jest przykład właściwego operowania cyferkami - w sensie rzeczowego opisania potrzeb. Nie chodzi tu jedynie o same cyferki. Po prostu facet napisał dokładnie to, jaka jest jego seksualność, co go pociąga i w jakiej kolejności ma zamiar ten seks robić. Kiedy z gumą, a kiedy bez gumy. Nie wiem sam dlaczego, ale jakoś zrobiło to na mnie wrażenie napisanego sensownie. W przeciwieństwie do wielu innych anonsów.

Dlaczego sensownie? Może dlatego, że jest napisane spokojnie i rzeczowo. A to się kojarzy z profesjonalizmem. Może dlatego, że opisał wszystko naświetlając cale tło. Wyjaśnił dlaczego lubi oral i szybki anal. I to jest takie rzeczowe i budzące sympatię. W końcu każdy może mieć - i zwykle ma - jakieś takie lub inne preferencje seksualne i taką lub inną seksualną naturę. Ale nie każdy umie o niej tak sensownie napisać. 

I tak sympatycznie - choć też nie wem skąd ta sympatia się bierze ;-)

niedziela, 29 maja 2016

Środowisko

W języku potocznym gejów środowisko to po prostu gejowska społeczność i to raczej negatywnie rozumiana. Pojawia się ono bowiem z reguły w określeniu "spoza środowiska", czyli podkreślającym to, że ktoś jest gejem - ale tym lepszym i porządniejszym, bo nie bruka się umoczeniem w złym i zepsutym gejowskim środowisku. Dlatego wiele osób pragnie podkreślać swoje odseparowanie się od tego "środowiska". Ten wykład o środowisku był mi potrzebny, aby zacytować ciekawy anons, na który trafiłem ostatnio. Autorstwa kogoś z Warszawy, brzmiał on następująco:

kto ma znajomości w środowisku PIS-u.

Takie typowe gejowskie anonsowe pytanie - z kropką zamiast znaku zapytania na końcu. I zaczęte małą literą (lub jak mówią niedouczeni - z małej litery, co jest rusycyzmem). No ale w tym wypadku nie ma co czepiać się niechlujnych detali językowych. Może tekst nie jest zaczęty z małej litery, ale na pewno jest napisany z grubej rury. Bo przecież chodzi tu o środowisko PiS. Politycznie na fali. Warto być właśnie z tego środowiska teraz, a nie spoza środowiska PiS. Jak to mawiają, sukces ma zawsze wielu ojców. A porażka jest sierotą. 

Myślę jednak, że w tym wypadku ciężko będzie wejść do środowiska PiS - nomen omen - od dupy strony. Na to środowisko trzeba było stawiać wtedy, gdy cierpiało jako wyśmiewana przez mainstream opozycja. A do zwycięzców każdy chce dołączyć, ale nie każdy, kto wtedy dołącza, jest przez tych zwycięzców szanowany. I nie wróżę takiej kariery komuś, kto chce teraz na chama dostać się do PiS, przez jakieś ad hoc robione układy. 

Bo to jest metoda dołączania do środowiska PO, a nie PiS :-)

sobota, 28 maja 2016

Geje gówno wiedzą

Wczoraj pisałem o filozofie z wyboru, ale nie spodziewałem się, że na kolejny wpis będę miał już dziś tekst z jego nowym anonsem, jeszcze bardziej odjechanym. Poznałem go po określeniu, że nie interesują go "seksy". Anons ten ma jakby dwie części. Rozdzieliłem je, aby łatwiej było go ogarnąć. Pierwsza część to nie do końca miłe przechwałki o Gdańsku zapewne - bo tak mniemam z opisu. Potem zaś, ulokowany w mieszkaniu kupionym dzięki uprzejmości pewnej niemieckiej profesor, nasz filozof zdradza kogo szuka i co geje gówno wiedzą. Oto ów dwuczęściowy, przydługi jak na filozofa, anons. Pierwszą część można nawet pominąć, bo nie wnosi nic do samego poznawania gejowskiego.

Dzięki wielkoduszności pani prof. H. z Niemiec od lipca 2. 0. 1. 5. mieszkam w mieście moich marzeń, które zajmuje 4. miejsce w Polsce wśród miast najczęściej odwiedzanych przez turystów, a drugie - wśród miast najbogatszych w skarby architektury. Czytelnicy "Polityki" zaliczyli je do 7. nowych cudów Polski (II miejsce w klasyfikacji). Amerykański portal Lonely Planet uznał je za jedno z 1.0. najatrakcyjniejszych w naszej części kontynentu, zaś czytelnicy National Geographic zaliczyli je do 3.0. najpiękniejszych miast świata. Każdy, kto raz tu mieszkał, chce tu powrócić, a kto raz je ujrzał, nie może o nim zapomnieć. Miasto to jest największym kompleksem architektury gotyckiej w Polsce, a krzyżackiej - w Europie. Słynie również z modernizmu. Do czasu rozbiorów było drugim co do wielkości ośrodkiem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, tak potężnym, że zwano je republiką, miastem-państwem na podobieństwo wielkich miast włoskich. Współcześnie jest tętniącym życiem ośrodkiem nauki, kultury i turystyki, który nigdy nie zasypia. Tylko jedno polskie miasto może z nim konkurować, gdy idzie o ilość zabytków klasy zerowej (światowej), lecz żadne nie ma tak wielu nośnych, rozpoznawalnych w całej Polsce symboli. Miasto to co roku zajmuje czołowe lokaty w prestiżowym rankingu ośrodków, w których żyje się najlepiej (w 2. 0. 1. 5. uplasowało się na 3. pozycji). O wspaniałości tego miasta mogę mówić do końca świata i o j. e. d. e. n. dzień dłużej, gdyż wyróżnia je t. y. s. i. ą. c. zalet przy znikomej ilości wad, lecz powiem krótko: Posiada ono wszystko, co powinno mieć miasto przyjazne ludziom: optymalną wielkość, wielką, życiodajną rzekę, pierwszoligowy uniwersytet, zabytki klasy światowej, ocean zieleni i przebogata ofertę kulturalną. To wspaniałe połączenie metropolii z miastem cichym, spokojnym i bezpiecznym. I właśnie w tym mieście pani profesor H. z Uniwersytetu Marcina Lutra kupiła mi mieszkanie - luksusową rezydencję w prestiżowej dzielnicy. Po raz pierwszy mam wszystko, co potrzebne do szczęścia.

Potrzebuję jeszcze tylko człowieka, choć w połowie tak wyjątkowego jak ja, z którym stworze dom na skale (w sensie "home", bo "house" już jest). Nie interesują mnie zabawy w związki, miłostki i seksy, dotarło??? Żadnej pedalskiej dziecinady czy taniej opery mydlanej! Geje gówno wiedzą o małżeństwie i tego się trzymajmy. Poznałem ich w życiu mnóstwo, głównie jako wydawca literatury homoemocjonalnej. Wielu też przewinęło się przez moją praktykę psychoanalityczna. Znalazłem raptem 1,5 geja bez większych odchyleń od normy, ale nawet ci nie są zdolni do wierności jednej osobie przez całe życie, więc związki można sobie wybić z głowy, chyba że jest się jednym z nich i zabawa w życie kogoś kręci. Ja szukam osoby, z którą zbuduje rodzinę, a nie gówniana namiastkę miłości czy też związku! Spotkanie musi poprzedzić długi etap korespondencyjnej wymiany myśli. Jeśli na samą myśl o pisaniu dostajesz torsji, to won. Analfabety nie potrzebuję. Podaj adres e-mail w liście, bo system go nie pokazuje!


Pojechał pan filozof na całego. Jako wykształcony erudyta ujął celnie - geje faktycznie gówno wiedzą. A dlaczego nie merde wiedzą? Po francusku byłoby bardziej kulturalnie. No i pan filozof stracił cierpliwość. Dotarło??? Dla mnie dwa lub więcej znaków zapytania lub wykrzykników oznaczają bowiem irytację lub gniew. Ówże filozof jest niby psychoanalitykiem, ale i ja pozwoliłem sobie go "spsychoanalityzować". Co najwyżej okaże się, że gówno wiem o nim ;-)

Otóż na mój gust on jest takim specyficznym bajkopisarzem. Dużo pisze, dużo gada i nie szuka tak naprawdę nikogo. Albo dokładniej - szuka kogoś, kto na pewno nie istnieje. Takiego gejowskiego kwiatu paproci. I podnieca się tym niesamowicie. A jednocześnie musi mieć bardzo głęboki kompleks niższości, skoro się tak wystawnie promuje jako filozof, erudyta, humanista, a do tego mieszkający w równie elitarnym mieście (dzięki uprzejmości niemieckiej pani profesor). No i wyrazem jego kompleksu (a także dość niskiej chyba inteligencji) jest ten mega długi tekst anonsu. Goethe (mający IQ 180) napisał raz tak: bardzo przepraszam panie hrabio, że napisałem do pana tak długi list, ale nie miałem czasu napisać krótszego. Czyżby on także nie miał czasu na napisanie zwięzłego anonsu?

Ale geje filozofowie-psychoanalitycy pewnie gówno o tym wiedzą ;-)

piątek, 27 maja 2016

Filozof z wyboru

Na niektóre anonse trafiam już od jakiegoś czasu i mniej lub bardziej je kojarzę. Tak jest z pewnym panem cierpiącym na - jak to określa - fobię społeczną. Być może jest taka jednostka w rejestrze chorób lub dolegliwości psychicznych. Jego anons zawsze jest charakterystyczny - akcentuje nie tyko tę fobię, ale też staranne wykształcenie autora. W tej odsłonie, na którą obecnie trafiłem, wygląda on tak:

Jestem filozofem, filologiem i psychoanalitykiem. Nie pracuję (z wyboru), nie posiadam nikogo bliskiego, cierpię na fobie społeczną. Cenię staranne wykształcenie, chrześcijański system wartości, wrażliwość i wysoką kulturę osobistą. Moją pasją są szeroko pojęte nauki humanistyczne. Najlepiej odpoczywam, rozmawiając, pisząc, czytając i wędrując. Choć z natury jestem domatorem, uwielbiam też podróże. Nie toleruje tytoniu ani alkoholu. Nie interesują mnie żadne seksy ani osoby o pedalskiej przeszłości. Poznam człowieka (25-40 lat), z którym zbuduje dom na skale. Mile widziany fobik społeczny nieposiadający nikogo bliskiego, bo tylko osoba samotna jak palec potrafi docenić dar, jakim jest Człowiek. Spotkanie musi poprzedzić etap korespondencyjnego poznawania się. W odpowiedzi podaj swój e-mail, ponieważ system go nie pokazuje!

Można by powiedzieć po lekturze - filozof z wyboru (on co prawda nie pracuje z wyboru, ale tak brzmi lepiej). Zawsze jednak dziwi mnie kosmiczna nierealność jego anonsu. Jak on chce znaleźć geja do życia razem (bo chyba jednak nie hetero, który z racji swej orientacji czułby się dziwnie mieszkając nawet bezdotykowo z facetem) - a jednocześnie kogoś bez "pedalskiej przeszłości" i nie chcącego żadnych "seksów"? Takiego kogoś praktycznie nie ma. To jakaś idée fixe. 

Ale zastanawiając się głębiej można dojść do wniosku, że nawet szukanie kogoś do zwykłego związku, w miarę normalnego i ogarniętego (w naturalnym tego słowa znaczeniu) też jest prawie jak idée fixe. Jak wiadomo, "prawie" czyni wielką różnicę i mam nadzieję, że w tym kontekście "prawie" oznaczać będzie "na pewno". W sumie szukanie do związku jest co najmniej bardzo trudne i stresująco zależne od łutu szczęścia - ale trafić na kogoś (lepszego lub gorszego) jednak można. I ułożyć z nim (lepiej lub gorzej, ale jednak) życie. W przypadku tego anonsu można chyba na ślepo zakładać, że nikogo takiego, z tyloma cechami naraz, po prostu nie ma.

Co jako filozof i psychoanalityk powinien autor sam przewidzieć.

czwartek, 26 maja 2016

Roztrzepany

Dziś o nieco zabawnym zjawisku - czyli randce z roztrzepanym gejem. Spotkałem takiego jakiś czas temu. Od pierwszych chwil widać było że to sympatyczny pedałek - czyli mający gejowski urok i wdzięk. Nawet zbyt mocny. Nie był przesadnie zrobiony, ale widać było trochę ten gejowski styl ubierania się i czesania. I na pewno tę gejowską obawę o to, że fryzura mu się zepsuła na powietrzu (spotkaliśmy się na ulicy). 

Sama rozmowa też była jakby gejowska, ale nie w sensie tematyki, lecz jego zachowania. I to nie tylko samego gejowskiego stylu, ale i komunikacji. W czasie rozmowy ze mną odebrał kilka telefonów zatapiając się w emocjonalnych pogawędkach. Jakby ze wszystkimi nieomal romansował. Nieomal, bo potem tłumaczył - że to przyjaciel, a to koleżanka itp. Mimo tego jednak poczułem się nieco po macoszemu, a raczej pedałowemu potraktowany. W sumie spotkanie wielką rewelacją nie było. Nie czuło się tego magicznego współgrania serc.

Potem kontakt się urwał po wymianie esemesa. Po kilku dniach on mnie znalazł na portalu gejowskim. Zapytałem go czemu się nie odzywał. Okazuje się, że podobno zgubił mój numer telefonu, a nawet moje imię! Kupa śmiechu - albo mega roztrzepany, albo mega lekkomyślny. Ciężko mi jednak się przełamywać do poznawania kogoś, kto gubi kontakty tak łatwo. Gubi, a nie kasuje uznawszy świadomie, że są już niepotrzebne.

Zatem ta randa to był po prostu taki gejowski folklor ;-)

środa, 25 maja 2016

Kroki klęski

Dziś postanowiłem napisać o krokach klęski w poznawaniu ludzi. Otóż większość rozmów i innych prób poznawania ludzi do związku kończy się fiskiem. Fiasko to ma wiele etapów. Pierwszym z nich jest ewidentnie zła rozmowa - po której widać, że na pewno nic z tego nie wyjdzie. Na szczęście dla większości osób to widać już w pierwszej minucie rozmowy. Okazuje się, że po prostu szukamy czegoś innego, czasem wręcz kompletnie różnego i sprzecznego. 

Bywa jednak, że rozmowa trwa dalej. Wtedy kolejnym krokiem klęski jest bajkopisarstwo. Trafienie na bajkopisarza nie jest tak oczywiste i łatwe do ustalenia. Dopiero po pewnym czasie można nabrać podejrzeń. Bajkopisarz nie ma po prostu realnej woli poznawania się i to widać w jego rozmowie, a nie tylko w końcowych deklaracjach (na przykład unikaniu spotkania się w realnym świecie). Po tym, w którą stronę skręca rozmowa można przeczuwać trafienie na bajkopisarza. 

Trzecim krokiem klęski jest poznanie właściwej osoby, która nie wydaje się bajkopisarzem. Tu klęska polega na tym, że z taką osobą przeważnie i tak kontakt się urywa. Nie wiadomo dlaczego. I nawet nie ma sensu tego dociekać, bo można się zamotać w ślepych rozważaniach. Ale tak przeważnie jest. Albo - nieco lepszy wariant - kontakt urywa się po pierwszym realnym spotkaniu. 

Dopiero gdyby obok tych wszystkich kroków przeszło się bez trudu, to byłaby szansa na realny związek.

wtorek, 24 maja 2016

Okularki nie pomogą

Czasem mogę sobie pogratulować swojej spostrzegawczości. Niestety, zbyt często jest ona jedynie intuicyjna – coś dostrzegam i kątem umysłu rozpoznaję, ale nie przyjmuję tego oficjalnie do wiadomości. A potem się okazuje, że moja intuicja miała rację. I umysł się wstydzi z tego powodu, że nie uwierzył intuicji albo nie przeszedł do porządku dziennego nad jej spostrzeżeniami. Tym razem było inaczej – intuicja i umysł szły w parze. A sprawa poszła o okulary przeciwsłoneczne

Rozmawiał ze mną a czacie chłopak 29-letni szukający związku. Wydawałoby się idealny partner - przynajmniej wiekowo. Młody i zarazem dojrzały. Nawet ma ten "marketingowy wiek" 29 lat zamiast 30 (niczym w cenie 9,99 zamiast 10 złotych). Gadamy sobie i on dość szybko sam z siebie wysłał zdjęcie. Twarz w dużych bykowatych okularach przeciwsłonecznych. Takich jak gogle narciarskie. I wtedy mnie tknęło. Coś mi się przypomniało, że jego twarz chyba wydaje się znajoma - i wiem nawet czyja. 

Najpierw zapytałem go niby przypadkiem o imię. Rysiek - no to jestem w domu. A potem on (bo akurat odszedłem na moment od czatu) wypisał znak "+" i później w nowej linijce znak zapytania. Gdy wróciłem zapytałem go co znaczy ten "+", ale okazało się, że to u niego nic nie znaczy - jakaś pomyłka. Oczywiście to nie pomyłka. Pan Rysio to znany w środowisku organista z HIV, o którym już co najmniej raz na tym blogu pisałem. Dokładniej cztery razy. Ostatni raz w tym tekście. A ten plus miał nieśmiało mówić, że właśnie jest HIV+. Tyle że potem tchórzliwie się z tego wycofał. Czyli próbował mnie w tej sprawie bezczelnie oszukać. Nie po raz pierwszy niestety.

Szkoda, że w tym zakresie się nie zmienił...

poniedziałek, 23 maja 2016

Krytyka

Czasem tak sobie myślę, że wiele osób nie bardzo ma pojęcie o tym czym powinna być autentyczna krytyka. Łatwo jest bowiem krytykować na ślepo, na przykład bez dokładnego rozeznania w sytuacji osoby krytykowanej. Z takiej pozycji można wygłaszać krytyczne farmazony nie troszcząc się o to, czy owe "budowle myśli strzelistej" dadzą się posadowić na racjonalnych fundamentach. Ale to nie jedyna wada takich domorosłych krytyków.

Najgorzej jest wtedy, moim zdaniem, gdy krytyka obejmuje pewne kwestie, które można by zaobserwować i osoby krytykowanej, jak i jej krytyka. Chodzi mi o to, że nie ma sensu krytykować kogoś, jeśli samemu ma się przysłowiową belkę w oku (i zauważa za to źdźbło w oku bliźniego). To oczywiste, że krytykować się powinno sprawiedliwie - każdemu według negatywnych zasług. Sobie także. Ja staram się tak robić i sobie samemu ie szczędzę słów krytyki gdy dostrzegam swoją głupotę. Ale wielu ludzi chyba tego genetycznie nie potrafi :-)

Gorzej gdy krytyka obejmuje ocenę czyjegoś postępowania. Wtedy warto by, dla porządku, udowodnić, że samemu by się pod taką krytykę nie podlegało. Innymi słowy - krytykujesz kogoś za to, że kłamie - wykaż że sam nie kłamiesz, krytykujesz kogoś za to, że nie realizował programu wyborczego - udowodnij, że sam realizujesz swój program (lub realizowałeś gdy byleś u władzy). Bardzo łatwo robić krytykę w postaci najazdu na kogoś, ale wtedy gdy nie udowodnimy sami, że jesteśmy bez winy, to taka krytyka jest jak tani spam reklamowy. 

Niby ona jest, ale tak naprawdę nikt jej nie czyta :-)

niedziela, 22 maja 2016

Na chuj ci to

Dziś taka słodka niedzielna refleksja - na chuj ci to? Przepraszam za wulgarne słowo, ale zostało ono specjalnie użyte jako gra słów. Chodzi bowiem o rozmowy na GG, a rzadziej na czacie, w czasie których rozmówca wysyła mi - zgadnijcie co. No jasne, że zdjęcie fiuta. I w taki sposób można by go zapytać. Czasem zastanawiam się skąd takie potrzeby eksponowania fiuta dla kogoś - przypomnijmy - zupełnie nieznajomego. Już sama kultura osobista wymagałaby, aby nie posyłać mu takich obscenicznych zdjęć. Ale pewnie ich autorzy myślą, że na chuj i kultura.

To słowo jest też świetne w innym powiedzeniu - chuj wie. Otóż kiedyś wpadłem na pomysł, aby w ten sposób odpisywać na czacie, gdy ktoś pyta mnie ile mam cm penisa. Taka odpowiedź zarazem znaczy w przenośni tyle, że nie wiadomo, a dosłownie - że sam fiut na pewno wie. Obawiam się jednak, że taką grę słów zrozumiem ja i Ty czytelniku, ale już nie zaślepiony seksem rozmówca na czacie. Cóż, trudno się dziwić skoro liczby jemu samemu poszły w centymetry penisa, a nie w IQ :-)

Co jak co, ale zaleta tych fiutów na zdjęciach lub na czatach jest taka, że przynajmniej wiadomo iże ich nadawcy raczej nie nadają się do poważniejszej rozmowy i sensownego traktowania. Ale to żadna nowina, bo na czatach lub na GG większość ludzi się do tego nie nadaje, z przywoływanym przez nich chujem lub bez. Żadne to odkrycie. Można w ciemno zakładać, że raczej każda nowa rozmowa będzie do kosza. Bo prawie zawsze jest to prawda.

Na szczęście "prawie" robi jednak czasem wielką różnicę :-)

sobota, 21 maja 2016

Opozycje drze suwerenność

Opozycja darła się już nieraz z mównicy sejmowej (o marszach w obronie jakże "zagrożonej" demokracji już nie wspominając). A teraz, zapewne w imię chińskiej zasady, że jeden obrazek wart jest tysiąca słów, posłanka Agnieszka Pomaska z PO (nomen omen) PO-darła na sejmowej mównicy projekt uchwały o obronie suwerenności Polski. Pani Pomaska znana jest z dziennikarskiego zacięcia i wspaniałych reportaży pokazujących jak działa "ten teges" platformerska opozycja totalna w sejmowych lawach. Dziś Pomaska wzniosła się jednak na wyżyny heroicznego wręcz symbolu.

Suwerenność to najwyraźniej straszne słowo, szczególnie dla Platformy. No bo pomyślmy logicznie – to przecież "ten kurdupel" Kaczyński mówił (i inni politycy PiS także) o suwerenie, czyli narodzie, który wybrał w demokratycznych wyborach obecną władzę. Wiemy przecież, że ten wybór tak bardzo boli obecną, oderwaną od koryta opozycję. Mogą mieć uraz do tego słowa. A poza tym dla nich nie liczy się suwerenność ale unijność - czyli ucieczka w opiekę swoich unijnych przyjaciół i mocodawców, z którymi dzielą się zyskami z neokolonialnej eksploatacji "tego kraju".

Ciekawie się stało, że premier Beata szydło wytknęła im mówienie o "tym kraju" zamiast o Polsce. Faktycznie, dla nich nie tyle kraj się liczy, ale sieć układów, w której chcą być stale obecni. Nieważne czy to ten kraj, czy inny kraj. Ważne aby dało się na nim z korzyścią dla siebie pasożytować. I nie miejmy złudzeń, że oni tacy jedyni w Europie. Inne Schulze, Timmermansy lub Verhofstadty także na pewno nie działają w "tej Unii" bezinteresownie. A jako mój komentarz do tego co się dzieje z tymi interesownymi politykami "tej Unii" oraz "tej opozycji" przytoczę dowcip, który kiedyś opowiedział nam na zajęciach studenckich profesor Klemens Szaniawski: 

- Czy można zrobić socjalizm w jednym kraju? Można, ale lepiej w drugim.

piątek, 20 maja 2016

Polowanie z dronów

Dziś, dla równowagi, coś naprawdę zabawnego. Filozoficzna spekulacja na temat gejów szybująca pod niebiosa. Niczym dron. Ten anons jest z działu szukania partnera. Tam zdarzają się od czasu do czasu takie anonse z filozoficznym lub obserwatorskim zacięciem. I one mają swoją wartość, dlatego często je przytaczam. Ten jest po prostu mega zabawną obserwacją. Autorem jest ktoś nie zdradzający swojego wieku. Oto co krótko napisał:

Gdyby głupota umiała fruwać to w godzinach wieczornych nad miastem fruwały by dziesiątki gejów... Można by cioty dronem obserwować.

Takie polowanie na gejów z drona - bezkrwawe łowy, jakby powiedział Szwarc-Bronikowski. Ale faktycznie coś w tym jest. Gdyby głupota była mierzalna, to wielu gejów nie potknęłoby się i o piramidę Cheopsa. Tyle, że w sumie głupota nie zależy od orientacji seksualnej - ale od samego człowieka. I nie bardzo wiadomo, gwoli ścisłości, w czym ta głupota się przejawia. W szukaniu według głupich założeń? W głupiej niekonsekwencji? A może w głupim dobraniu - powiedzmy - ciemnoróżowych majtek do jasnoróżowych skarpetek?

No i przede wszystkim inne ważne pytanie - dlaczego gejowska głupota fruwa akurat w godzinach wieczornych? A nie fruwa z samego rana, w południe, czy ogólnie przez cały dzień? To już trudno dociekać. Może wieczorem geje się najczęściej umawiają na szybki seks? A może najłatwiej luzują swoje wymagania, byle spotkać się z kimkolwiek? A może wszyscy piją mocną kawę wieczorem i dlatego są głupi, bo kawy się nie powinno pić przed snem?

Zapomniałem tylko sprawdzić, czy autor anonsu zamieścił go rano, czy też wieczorem ;-)

czwartek, 19 maja 2016

Stary hardcore

Czasem z ciekawości przeglądam anonse w innych kategoriach niż szukanie partnera. Ponieważ pisałem przedwczoraj o sile fetyszy, więc z ciekawości zobaczyłem fetyszowe anonse. I jeden z nich wkuł mnie wręcz w fotel. Bo uważam, że mimo swego fetyszowego uroku jest na swój sposób obrzydliwy Oto ten anons. 

Poznam starego faceta bez zębów, zaniedbanego, któremu nie chce się myć, w zajebanych gaciach, skarpetach. Ja taki sam i takich kocham. Ale jak piszecie maila, to ze swoim adresem, tutaj maile nie docierają.

Anons jest nadany przez jakiegoś (jak wynika z deklaracji) sześćdziesięciolatka. Doceniam to, że męski zapach faceta, naturalny zapach skóry, może być super podniecający. Ale jakoś nie umiem sobie go wyobrazić w powiązaniu z bezzębnym staruszkiem w zajebanych gaciach. To już się robi za bardzo niesmaczne. U mnie to oczywiście inaczej działa - mam uraz do dojrzałych facetów. Bardzo mnie gaszą emocjonalnie. Więc zaniedbani dojrzali faceci na pewno gaszą mnie potrójnie.

Mam to swój urok i folklor. Nie jest to obrzydliwe z natury, jak zabawianie się różnymi, nazwijmy to grzecznie, produktami przemiany materii i tym podobne. Ale mimo wszystko jest to na tyle odpychające, że uderzyło mnie aż tak bardzo negatywnie. Jednak w porównaniu do obrzydliwości innych "brzydkich zabaw" ten anons przynajmniej ma swój fetyszowy urok. Mnie on oczywiście nie pociąga, a wręcz odwrotnie - odpycha. Ale nie przeczę, że dla niektórych może mieć wdzięk.

Zresztą zawsze znajdzie się ktoś, dla kogoś coś najbardziej dziwne będzie miało wdzięki :-)

środa, 18 maja 2016

Siła uporu

Wczoraj było o sile fetyszy, która może łączyć ludzi, a dziś bezie o sile uporu, która może ich dzielić. I najzabawniej jest, gdy ta siła uporu pojawia się w sytuacji łączącej ludzi siły fetyszy. Miałem właśnie taki seryjny przypadek. Wydawało się, że owa siła fetyszy łączy mnie i poznawanego chłopaka bardzo silnie i w znacznej mierze rokuje nadzieję na ciekawy rozwój tej znajomości. Ale to tylko się wydawało. 

Okazało się bowiem, że temu chłopakowi nagle nie pasowały pewne elementy mojego obecnego życia. Nazwijmy to - organizacji życia. Nawiasem mówiąc, gdyby się tak ściśle czepiać, to analogiczne elementy (choć nieco inaczej wglądające) jakoś pasowały temu chłopakowi u niego samego. Ale u mnie już nie bardzo. Trochę to stronnicze i niesprawiedliwe. Z jednej strony przeszkadza mu przysłowiowe źdźbło w moim oku, ale nie przeszkadza belka w swoim. 

No i skończył się sen o potędze. O poznawaniu kogoś, z kim łączy tyle wspaniałych cech emocjonalnych i erotycznych. Wywaliło się to na czymś dosłownie trzeciorzędnym. To pokazuje tylko, jak żałosne może być u niektórych osób czepianie się detali. Ja oczywiście rozumiem puryzm takiej osoby i trzymanie się pewnych nakreślonych przez nią zasad. Ale najlepsze jest to, że te same zasady ta sama osoba obchodzi u siebie tyłem. Po prostu mimo wszystko bardzo komicznie to wygląda. 

A przede wszystkim brak w tym bilansu i porównania zysków i strat z takiego podejścia.

wtorek, 17 maja 2016

Siła fetyszy

Niedawno przekonałem się jak wielka może być siła fetyszy. Jeśli ma się podobne upodobania seksualne, a są to upodobanie nie podzielane przez każdą inną osobę przecież, to świadomość tego, że znajduje się kogoś, kto ma taki sam garnitur fetyszy jest bardzo podniecająca. I na swój sposób bardzo niebezpieczna. Bo nie każdy szuka przecież szybkiego seksu i byle jakich przygód. Niektórzy, tak jak ja, szukają związku. 

Na fetyszach można popłynąć w seksie jak na pierwszorzędnym dopalaczu. To na pewno musi bardzo podniecać i nakręcać. Nie miałem dotąd na żywo takiego przypadku, ale potrafię sobie to wyobrazić. To bardzo miłe. Ale na samym nawet najbardziej udanym seksie nie da się zbudować związku i życia razem. I o tym trzeba pamiętać, jeśli chce się spotkać z kimś mającym podobny seksualny temperament (podobny, to może być zarówno identyczny,jak i znakomicie się uzupełniający). Z taką osobą łatwo trafić do łóżka i mieć wspaniały seks. Ale budowanie życia to nie tylko seks. 

Dlatego spotykając się z kimś takim trzeba liczyć jedynie na pewien hamulec, który uratować może przed zbyt wczesną konsumpcją erotyczną tego spotkania. Otóż gdy spotyka się kogoś naprawdę w pełni odpowiedniego, także do życia, to już radość bycia i rozmowy z nim jest tak wielka, że zaspokaja część potrzeb emocjonalnych i w naturalny sposób tonuje chęć szybkiego seksu. Daje to szansę na lepsze poznanie się i wyczucie, że się z tą osobą nadaje na tej samej fali

A jeśli się nadaje - to znaczy, że nadaje się do wszystkiego ;-)

poniedziałek, 16 maja 2016

Kobieta Roku

Spotkałem się w internecie z opinią, że Mateusz Kijowski, lider Komitetu Obrony Demokracji, powinien być okrzyknięty przez odpowiednie postępowe media Kobietą Roku. W istocie, z wielu powodów pasuje on jak ulał do tej charakterystyki. A co do rzekomo najpoważniejszej różnicy, czyli faktu, że pan Kijowski jest mężczyzną, to czy ideologia gender nie zakłada pewnego abstrahowania od płci? Zresztą - bierzmy przykład z polityków. W końcu Maggaret Thatcher została uznana za prawdziwego mężczyznę wśród polityków europejskich. Czemu nie zrobić czegoś analogicznego w odwrotną stronę?

Pan Mateusz idealnie nadaje się na Kobietę Roku. Zaszczyca kongres kobiet i jest tam bożyszczem. Ponadto jest jawnym przykładem na sukces kobiecości jako czynnika cywilizacyjnego i sprawczego, bo to kobieta (jego obecna żona) go utrzymuje. Pokazuje on zarazem, że nie wiążą go zgniłe więzy społeczne, bo potrafił odejść od byłej żony i dziecka. Nie poddał się też burżuazyjno-kapitalistycznej presji alimentów. Ale to nie wszystkie cechy, które przesądzają o kobiecości pana Mateusza.

Jest on także ewidentnie kobiecej urody. Długie włosy upięte w diabelski kok - a nie mdłe kobiece anielskie włoski. Wyrazisty nos, idealny dla twarzy feministycznej aktywistki. Plaska pierś - doskonała dla Kobiety Walczącej. To prawdziwa kobieta czynu - mistrzyni motorów. Zamiast makijażu - pomalowane biało czerwono rękawiczki. Praktyczna ozdoba nie zmuszająca kobiety do malowania ciała. Kobiece kolorowe obrania. Zdecydowane wojowniczo-kobiece kolczyki. I jeszcze jedna cecha, która wyróżniać powinna Kobietę Roku - zamiast głupiego papierowego worka na głowę zakłada piękny kobiecy kask motocyklowy.

Kobieta Roku - a może nawet Kobieta Trzeciej Rzeczypospolitej.

niedziela, 15 maja 2016

Rejting to nie Rejtan

Rejting Polski miał, zdaniem opozycji, nieomal tak samo zaistnieć jak historyczny Rejtan. Tylko, że Rejtan protestował przeciw rozbiorom Polski, a rejting miał protestować (zdaniem opozycji) przeciw rządom PiS ukazując coraz gorsze notowania naszego kraju. No to się zawiedli. Ocena utrzymana i jedynie perspektywa zagadkowa. Agencja Moody's wskazuje trzy obszary, w których może zaistnieć zagrożenie dla ratingu w przyszłości. Jednym z nich jest Trybunał Konstytucyjny. Tyle, że opozycja już dawno pokazała, że nie chce tej sprawy autentycznie i raz na zawsze rozwiązać. Bo - czego już nie pokazuje - straciłaby pretekst do mącenia. 

Tymczasem spotkałem się z innym komentarzem dotyczącym rejtingu. Otóż rejtingowej agencji nie podobają się zarówno społeczne wydatki rządu i ulgi dla najgorzej sytuowanych, jak i podatek bankowy oraz ewentualna pomoc dla frankowiczów. Innymi słowy - nie podoba im się odchodzenie Polski z roli banksterskiego Eldorado dla spekulantów i lichwiarzy.  I to byłoby na pewno w tym rejtingu pozytywne. Bo Polska powinna faktycznie zniechęcić do siebie lichwiarzy i spekulantów. Powinniśmy stawiać na pobudzenie własnego rozwoju, likwidowanie barier urzędniczych, intensyfikację własnych inwestycji (także własnej pracy i myślenia). Zaś docelowo powinniśmy eliminować szkodliwe zadłużanie się u bangsterów. 

Wiadomo, że od tych pijawek się nie uwolnimy z dnia na dzień i z roku na rok. Ale uwolnić się w końcu trzeba.  I być może tak naprawdę rejting nie jest dla gospodarki (która z reguły robi swoje niezależnie od rejtingów), ale właśnie dla mniejszych i większych George Sorosow zarabiających na spekulacjach lub nieuczciwych instrumentach finansowych. Takie instrumenty wciskano i Polakom - opcje walutowe, polisolokaty, kredyty we frankach i tym podobne. Wiemy jak to się kończy. I oby te nie mające nic wspólnego ze zdrową gospodarką banksterskie plagi jak najszybciej opuściły Polskę. 

Na pewno żaden polski Rejtan im w opuszczeniu kraju nie przeszkodzi ;-)

sobota, 14 maja 2016

Nadludzka siła generała

Generał Szewczenko - jak oficjalnie stwierdzono w Rosji - ma nadludzką siłę. Tak przynajmniej wynika z oświadczenia firmy UAZ produkującej wojskowe samochody terenowe. W czasie pokazywania samochodu wojskowego UAZ generał Szewczenko tak bardzo próbował otworzyć przed prezydentem Putinem zamknięte drzwi, że klamka została mu w rękach. Co więcej, drzwi nie udało się otworzyć także od środka, przez na szczęście otwartą szybę. Strach pomyśleć co by było, gdyby generał Szewczenko musiał gołą dłonią rozbijać być może pancerne szkło. 

Wspaniała to metafora obecnego świata. Choć scena rodem z filmów Barei, to urzeka swoją symboliką - wszak klamka to w przestępczym slangu pistolet. A radziecki UAZ to symbol typowej polityki, która gdy nie dostaje się od drzwi frontowych, to otwiera drzwi tylne (co się w tym samochodzie udało). Ale dla mnie symboliczne jest zupełnie coś innego. W Rosji generał może nie ma nadludzkiej siły, ale jednak łapę ma konkretną. I tak powinno być z wojskowymi. Nie chodzi o siłę fizyczną - ale o wojskowy hart ducha. A jak wyglądają osoby podejmujące wojskowe decyzje w krajach Unii?

Kilkoro ministrów obrony w krajach Unii to kobiety. Rozumiem parytet płci i feminizację, ale co jak co - spodziewałbym się na tym stanowisku co najwyżej kobiet w wysokich rangach oficerskich. Oczywiście minister obrony to jedynie polityczny nadzór. Bo jak pisał Carl von Clausewitz, wojna jest kontynuacją polityki. Problem tylko w tym, że jeśli polityka jest "babsko" nieskuteczna i niedecydowana, to woja też może być błędna i przegrana. 

A Unia Europejska zdaje się przegrywać polityczną wojnę o przetrwanie.

piątek, 13 maja 2016

Złoty mercedes

Piątek trzynastego to dobry pretekst, aby napisać o czymś pechowym. Myślę, że takim symbolem wszechstronnego pecha stał się obecnie wyskakujący z audytu złoty mercedes prezesa Lotto. To pech na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim sam w sobie - bo okazało, że że nie do końca był ten samochód złoty, raczej srebrny lub srebrno-złotawy. To już pewien zgrzyt. A Polacy są chyba wyczuleni na złoto, co najmniej od afery ze złotym pociągiem, no i od afery Amber Gold :-)

Pechowe jest to, że jednak ten złoty mercedes był jakimś niedociągnięciem w rządowym audycie. Skoro się robi audyt, to wypadałoby go przygotować na konkretach, i choćby taki opublikować. A mam wrażenie, że rządowy był bardziej audytem fabularyzowanym. Dobry dla PR, a słabszy merytorycznie. I oczywiście o wiele łatwiejszy do krytykowania. Lepiej się krytykuje ogólne zarzuty niż konkrety w stylu - imię nazwisko, kwota, kiedy i za co. Rząd zmarnował szansę na dobry audyt. 

Ale opozycja też nie jest bez winy. Co by nie było, to ona jak dotąd zmarnowała szansę na osiem lat dobrego rządzenia Polską. Jeśli wyniki audytu faktycznie nie są tak przesadzone, jak kolor mercedesa prezesa Lotto - będziemy mieli do czynienia po prostu z sabotażem politycznym i gospodarczym w ich wykonaniu. Skala zaniedbań i przede wszystkim skala niezrozumienia interesu Polski i Polaków sprawia, że obecna, tak niby zatroskana o kraj opozycja może okazać się władzą zdradziecką.

A władza, obojętnie zdradziecka lub radziecka nie jest w Polsce mile widziana.

czwartek, 12 maja 2016

Straszne banany

Niedawno przeczytałem, że władze postępowych Chin zamierzają zakazać pokazywania w internecie zbyt namiętnie zjadanych bananów. Tak - bananów. Bo oczywiście kojarzyć się będą - jak mniemam - ze zbyt namiętnym oralem. No i stąd ten zakaz. Aczkolwiek nie podano tam, czy władze zdefiniowały na czym polega zbyt namiętne jedzenie banana. Straszne te banany, które tak bardzo zagrażają władzom Chin, że trzeba ich zakazywać. Przynajmniej w roli publicznie zbyt namiętnie zjadanych. 

Oczywiście pamiętamy, że na gruncie europejskim banany także są straszne. Bo Unia Europejska określa krzywiznę prawomyślnego banana. To jeden z dyżurnych unijnych absurdów, wytykanych przez jej krytyków. Choć mnie osobiście najbardziej podoba się unijny przepis mówiący o tym, że kury powinny stać w klatce pazurami do przodu. Zapewne to właśnie ten przepis powoduje, że sama Komisja Europejska stoi w Unii pazurami do przodu. I pazurami się władzy trzyma.

A czy w ogóle zastawialiście się dlaczego Unia definiuje krzywiznę banana? Otóż powód jest bardzo prozaiczny - z tego co czytałem to było prawo lobbystyczne, które po prostu faworyzowało dostawców bananów z po francuskich kolonii. Czyli chodziło po prostu o pieniądze. O co więc chodzi Chinom w ich krucjacie przeciw bananom? O moralność publiczną oczywiście. A o co mnie chodzi w mojej krucjacie przeciw krucjacie przeciw bananom? O pokazanie tego, że pieniądze i źle pojęta moralność rządzą tym światem.

To kończąc, piję poranną kawę - moralnie, bez siorbania ;-)

środa, 11 maja 2016

Unijny nóż w plecy KOD

KOD protestował w minioną sobotę także przeciw rzekomemu wypychaniu Polski z Unii Europejskiej przez PiS - krótko po wyraźnej deklaracji Kaczyńskiego, że PiS z Unii nas wypychać nie zamierza. Wiadomo, że KOD-owcy wiedzą swoje lepiej od Pana Prezesa. Może więc powinni zaprotestować także przeciw PiS-oskiej ingerencji w politykę innych państw Europy? A na czym ona polega?

Okazuje się, że w Polsce tak strasznie stłamszonej przez wypychający nas z Unii PiS aż 22 procent obywateli chce wyjścia z UE. To koszmarny, faszystowski, ksenofobiczny i nacjonalistyczny wynik - jak by zapewne określiła pewna wybiórcza Gazeta. Przecież postępowa, stara dobra Europa się z nas śmieje. Ano śmieje się z nas do rozpuku. Dlatego, że ma nas właśnie za euroentuzjastów.

W Wielkiej Brytanii Brexit wisi na włosku. A jak jest w tej "starej Europie"? We Włoszech za wyjściem z Unii marzy już 48 procent obywateli, w unijnej Francji 41 procent. W super europejskich Niemczech 34 procent, a w lewicowej Hiszpanii - 26 procent. Jak się okazuje to my raczej ratujemy honor głosujących za pozostaniem w Unii. Mam takie wrażenie, że KOD, jak to seryjnie robi Ryszard Petru, walnął kolejne głupstwo. Podpiął się pod narrację pro-unijną, która wkrótce może być passé nawet tam, gdzie KOD spodziewa się poklasku - w krajach starej Unii. 

Czyżby to właśnie PiS miał uratować nasze unijne członkostwo?

wtorek, 10 maja 2016

Pokaż głupotę

Jest jeszcze inna forma rozmowy, która mnie na GG (bo na czatach rzadziej jest używana) wkurza. Można ją nazwać głupotą w wersji softcore. Czasem dziwi mnie, że na czatach jest jej znacznie mniej niż na GG. Ale czaty są bardziej zwięzłe w swoim seksualnym ukierunkowaniu, jako szybki dobór do seks przygód - w tej roli zresztą znakomicie się sprawdzają. Gorzej, gdy ktoś nie szuka seks przygód, ale rozmowy, przyjaźni lub związku. Wtedy nieodmiennie wkurza go coś, co jest plagą na GG. 

Tą plagą jest, że tak to określę, inercyjna głupota ludzi. Są oni zdolni jedynie do następującej konwersacji - zapytują w standardowy i ogólny sposób o to co tam, co słychać, jak leci i w tym podobnym stylu. A następnie, po otrzymaniu jakiejkolwiek odpowiedzi, sami odpowiadają słowem "aha". I koniec. Doprawdy koniec rozmowy w co najmniej 90 procentach takich przypadków. Bez sensu. Nie są w stanie napisać nic więcej poza debilnym, bezradnym "aha". Na widok takich pytań otwarcia (w stylu "co tam?") i na widok tych bezradnych "aha" krew mnie już zalewa.

Skoro nie mają nic do powiedzenia (bo takie pytanie na odwal się i późniejsze "aha to nie jest nic wartościowego do powiedzenia), to po co w ogóle się odzywają? Może po prostu liczą, że ktoś inny pociągnie rozmowę i postara się znaleźć dla niej sensowny temat. Tylko, że ja inaczej siedzę na GG niż oni. Ja siedzę na GG zawsze równolegle z inną pracą. Nie nudzę się na kompie, zawsze mam coś do roboty. Gdy nie mam nic do roboty na kompie, odchodzę od niego. Nie siedzę tam na GG rozpaczliwie próbując zagadać kogoś, ponieważ sam mam po prostu ciekawsze rzeczy do robienia, które mnie absorbują. 

Widocznie oni nie mają jednak nic do roboty i z nudów zagadują, a z głupoty robią to w tak denny sposób.

poniedziałek, 9 maja 2016

Pokaż kutasa

Tytułowa fraza to pytanie, czy prośba, którą czasem miewam na GG. O dziwo, rzadko zdarza się taka prośba na gej czatach znanych z głupoty i lubieżności. Widocznie rozmówcy na GG są jeszcze głupsi. Oczywiste jest, że prośba o pokazanie kutasa formułowana przez nieznajomego (może to być także prośba o wymianę zdjęć fiuta lub ogólnie zdjęć nagich) już sama w sobie jest wyrazem braku dobrego smaku. Ale jest też coś jeszcze, co mnie w tym zakresie nieodmiennie zadziwia

Rzadko kiedy mam o tym chęć i okazję napisać do takiego rozmówcy. Bo to wymaga pisania co najmniej jednego zdania, a na ogół i tak ręce mi opadają po takim pytaniu. Ale moje ulubione porównanie i zarazem pytanie jest takie - czy zapytałby o pokazanie kutasa kogoś nieznajomego na ulicy. Czyli kogoś w realnym, fizycznym świecie - a nie w bezpiecznym i anonimowym świecie wirtualnym. Oczywiście wątpię czy ktokolwiek zdobyłby się na taką odwagę. W realu jej nie ma, ale w świecie internetu i GG - jakże łatwo ją mieć. 

I to jest chyba wytłumaczenie tego postępowania. Ludziom poprzewracało się w głowie, bo mają poczucie bezkarności i bezpieczeństwa. Dzięki temu są w stanie wyskakiwać z tak niestosowanymi prośbami i bezczelnymi oczekiwaniami. Internet w tym zakresie niestety rozbestwia ludzi i sprawia, że nie mają hamulców. A to wszystko bardzo źle. Bo komunikacja, niezależnie od metody (realnej lub wirtualnej) jej realizowania jest zawsze taka sama

I kultura powinna wszędzie tak samo obowiązywać.

niedziela, 8 maja 2016

Opozycja maszeruje

Opozycja dziarsko maszerowała wczoraj w Warszawie. Według policji w szczytowym momencie marsz liczył 45 tysięcy uczestników. Według platformerskiego ratusza - prawie ćwierć miliona. Zaiste mają rozmach w ratuszu. A może pomylili marsz z dmuchaniem balonika? Na przykład balonika banksterskiej bańki kredytowej. Opozycja już cieszy się i trąbi o sukcesie marszu. A ja uważam, że to jest podwójna porażka opozycji i de facto jej kompromitacja. Dlaczego tak sądzę?

Po pierwsze - sam marsz jako protest przeciwko "zagrożeniu dla demokracji", "dyktaturze PiS" lub "totalitarnej władzy" jest wręcz groteską. Bo właśnie pokazuje, jak na dłoni, że polska demokracja ma się znakomicie. Opozycja spokojnie protestuje, nikt ich nie rozpędza, nikt nie represjonuje, nikt nie szantażuje aktywistów lub dziennikarzy, nikt z władzy nie nawołuje publicznie do nienawistnego traktowania opozycji. Po prostu demokratyczna sielanka. Marsz spokojny i kulturalny niczym angielski piknik. Albo protest w Hyde Parku, gdzie każdemu wolno wszystko i wszystkich krytykować, z wyjątkiem Jej Królewskiej Mości. U nas oczywiście to nie przejdzie, bo dla opozycji żadnej świętości nie ma - poza jej własnym pozostawaniem u władzy :-) No więc gdzie jest zagrożona ta demokracja, skoro wolno protestować, wypowiadać się, nie zgadać z władzą i nie ma represji z tego powodu? Nigdzie!

Po drugie - jak napisał jeden z komentatorów - ten marsz tak naprawdę nie miał konkretnego, wyrazistego, naprawdę poważnego społecznego celu. Nie było to protestowanie przeciw regulacjom socjalnym (jak we Francji), albo przeciw uchodźcom (jak w Niemczech lub Holandii), albo przeciw wielkim pieniądzom w polityce (jak w USA), albo przeciw zamieszanemu w pranie pieniędzy premierowi (jak na Islandii), albo przeciw przemocy wobec kobiet (jak rok temu w Hiszpanii). To przeciw czemu protestowano w Warszawie? Protestowano przeciw Kaczyńskiemu (jak zawsze) i PiS (jak zawsze) - a z jakiego powodu? Bo ponieważ i basta. Tak naprawdę opozycja nie wie co robić (poza chwytaniem się tematów zastępczych) i kręci się bez jasnego politycznego celu. To jednak nieprawda. Ten polityczny cel opozycji jest oczywisty i jasny - za wszelką cenę dorwać się do władzy, wpływów i korzyści. Ale to jest cel tylko dla polityków i wąskiej elity, a nie dla społeczeństwa, w imieniu którego rzekomo występują.

No ale takiego obrzydliwie interesownego politycznego celu nie wypada ujawniać nawet w zdegenerowanej i skorumpowanej Unii Europejskiej.

sobota, 7 maja 2016

Szczurzy KOD

Dziś przypada dzień 7 maja, czyli dzień przereklamowanego marszu na rzecz obrony wielce zagrożonej w naszym kraju demokracji. O skali jej zagrożenia dobitnie świadczy fakt, że protesty opozycji są możliwe. O zagrożeniu mediów dobitnie świadczy fakt, że media swobodnie kłamią w imieniu opozycji i naciągają fakty. Zaprawdę zagrożona ta polska demokracja. A tak naprawdę to (używając takiego marynistycznego porównania) szczury wygonione z polskiego okrętu usiłują nań wrócić i nadal rozkradać okrętowe zapasy. A ja dziś o szczurach, ale tych pozytywnych, biało szarych - no bo nie ma w naturze szczurów biało czerwonych. Oto one, dla rozluźnienia nastroju - ukazują nam swoje mordki.

Z lewej Batman, uszy do góry, prosta sierść i wąsy. Z prawej Rambo, uszy po mysiemu w bok, sierść zmierzwiona i wąsy w nieładzie - ale taki jego rasowy urok. Wyrosły już całkiem i nadal rosną. I zrobiłem dla nich specjalnie w domu szczurze porządki. Uporządkowałem parapet okna, na który same wyskakują z klatki, zablokowałem walizkami kąt pod blatem w kuchni, gdzie się zagrzebywały w szpargałach. Teraz muszą bardziej biegać po domu, zamiast się leniwie zakopać. Poustawiałem blokadę na oknie, aby nie skoczyły z parapetu na kuchenny blat. Pochyliłem kije od szczotek, aby po nich właziły na niski stoliczek obok klatki. I mają mały tor przeszkód. 

U mnie jest demokracja, szczur może chodzić na marsze. Ale też i działa u mnie KOD - czyli Komitet Obrony Dostępu. Bronię szczurom dostępu tam, gdzie moim zdaniem uległyby leniwemu warcholstwu. Niech biegają dla zdrowia, a nie zakopują się pod szpargałami. Zakopać się mogą do spania w swojej klatce. A jednocześnie gdy z niej wyjdą, niech mają fun i miejsce do zabawy, wspinania się i akrobacji. W taki sposób pożytecznie wykorzystałem KOD, czego - obawiam się - nie będzie można powiedzieć o tak zwanych polskich elitach (czy raczej "elytach") niesławnej pamięci III Rzeczypospolitej. 

No ale u mnie nie ma żadnej III RP tylko jest Rzeczpospolita Szczurza ;-)

piątek, 6 maja 2016

Prosta droga do bana

Czasem zastanawiam się co trzeba zrobić w rozmowie ze mną, aby iść prostą drogą do bana i do bycia przeze mnie zablokowanym. Tego typu bany dadzą się wykonać zarówno na czatach, jak i na Skype lub GG. Czaty są przejściową komunikacją, ban jest ważny na czas danej sesji, ale też wielu użytkowników powraca na czat z innym nickiem niż poprzednio. To wszystko jest tam bardzo płynne. GG lub Skype są poważnymi narzędziami komunikacji i tam zarówno kontakt, jak i ban działają na dobre.

Myślę, że najprościej zarobić u mnie na bana pokazując się jako rozmówca poruszający się utartymi seksualnymi schematami. Chyba najmniej cierpliwości mam do głupich rozmów na GG (bo na Skype w ogóle mało nowych osób zagaduje). Zakładam, że na GG ludzie powinni może poważniej podchodzić do rozmów niż na czacie. A jednak wiele osób od razu na początku rozmowy zadaje mi głupie seksualne pytania - i dostają bana. 

Są też osoby, które nie mają nic do powiedzenia. Zagadują, zadają pytanie lub dwa i potem milczą. Takie osoby także nie zasługują na jakąkolwiek rozmowę. Warto ich zablokować po prostu dlatego, aby uniknąć marnowania czasu na ponowną rozmowę z nimi. Wątpię bowiem czy będą w stanie dorosnąć na tyle, aby w przyszłości potrafić choćby nieco bardziej inteligentnie rozmawiać.

Na czatach trzeba wyrwać chwasta od razu i z korzeniami.

czwartek, 5 maja 2016

Związek na stałe

Bardzo mnie śmieszy (a raczej też irytuje) gdy po mojej deklaracji (na czacie), że szukam do związku - ktoś zapytuje mnie czy na stałe. Do licha, związek zawsze jest na stałe - zawsze się tak przynajmniej go zawiera, planuje, tworzy. Małżeństwo też planuje się i zawiera na stale, choć nie zawsze to się udaje - co wiem na swoim własnym przykładzie, niestety. Ale byłoby bzdurą zawierać małżeństwo na jakiś czas określony. Dlaczego więc podobny debilizm da się zaobserwować na gej czatach?

Zapewne dlatego, że związek, podobnie zresztą jak przyjaźń, jest dla wielu czatowiczów jedynie przykrywką do mówienia o układzie na seks, który może być jak najbardziej na jakiś czas zawierany i mieć inne ograniczenia typowe dla kontraktów czy umów, ale nie dla związków i uczuć. Bo uczuć się nie reglamentuje, a ustalenia układów personalnych - można. I być może wielu rozmówców nie dopuszcza myśli, że ktoś może w ogóle szukać związku jako związku - dla nich każdy związek to jedynie przykrywka słowna. 

Pokazuje to oczywiście jak nisko upadł czat i jak bardzo zdewaluowały się w nim pewne pojęcia. Choć z drugiej strony jest w tym światełko optymizmu. Bo skoro niektórzy tak się trudzą, aby stosować ładnie brzmiące przykrywki, to znaczy że zachowali może jakieś resztki przyzwoitości. Bo gdyby ich nie mieli, to nazywaliby układ po prostu układem - i basta. Ale to samo, co przed chwilą określiłem jako resztki przyzwoitości, można bardziej adekwatnie nazwać dwulicowością. Albo hipokryzją.

Bo jak powiadał La Rochefoucauld hipokryzja jest daniną, którą występek składa cnocie.

środa, 4 maja 2016

Emeryt naturysta

Są takie zbitki słów, które wydają się nieco egzotyczne. Na takie określenie wpadłem przeszukując gejowskie anonse. Ukazało się tam ogłoszenie pana, który, jak wykazuje w stopce, ma 65 lat, czyli faktycznie jest w wieku emerytalnym (niezależnie od sporów polityków w tym zakresie). Oto ten anons:

emeryt nudysta naturysta szukam partnera kolego

Zaiste minimalistyczny modernizm – bez dużych liter lub interpunkcji i bardzo zwięźle. Pytanie tylko, co oznacza ten wołacz "kolego". Zapewne chciał napisać "kolegi", bo litera I jest tuż obok O na klawiaturze. A więc zamieścił anons w naprawdę telegraficznym skrócie. W sumie to nietypowe, moim skromnym zdaniem, jak na emeryta. "Oldowie" raczej inaczej piszą. Z reguły poważniej i pełnymi zdaniami. Tak pisywali przynajmniej do mnie.

A ten emeryt nie tylko jest naturystą i nudystą, ale też jest najwyraźniej na swój sposób niepokorny wobec tradycyjnego emeryckiego stylu. Ciekawe, czy pod względem charakteru także jest kimś ciekawym i nietypowym. Tego się jednak już nie dowiem, bo ten pan mniej więcej dwu lub nawet trzykrotnie przekracza moje normy wiekowe poszukiwanego partnera. Dlatego też nie bardzo miałem ochotę nawiązać z nim korespondencję, nawet koleżeńską.

Co jak co, ale przynajmniej napisał w anonsie nagą prawdę ;-)

wtorek, 3 maja 2016

Konstytucja spod igły

Dziś będzie o konstytucji, czyli pewnym porządku myślowym. Ale rozumianej zupełnie inaczej, tak samo jak wczorajsze oflagowanie nie dotyczyło płóciennej flagi. Najpierw posłużę się przykładem, którym przyszedł mi dziś do głowy. Pewna firma farmaceutyczna reklamowała jednorazowe igły do jednorazowego użycia. Niby oczywiste, że jednorazowe igły używa się raz. Otóż wcale nie - igły do aplikowania insuliny chorzy na cukrzycę używają po kilka razy. W sumie da się tak. Ale nie w smak to producentowi, bo chciałby zarobić na ich kilka razy większą kasę. I stąd ta kampania.

Rozważmy dziś dwa porządki prawne, ustrojowe, ideologiczne czy jakiekolwiek inne - ten, który usiłują nam narzucić jako rzekomo dobry dla nas i ten, który w aktualnej sytuacji naprawdę wydaje się być dla nas najlepszy. Wcale nie muszą być tożsame. To, co dobre dla kogoś innego, wcale nie musi być dobre dla nas. A troska, którą inni nam okazują, wcale nie musi być szczera. Może być podbita kasą lub brakiem kasy, który kogoś denerwuje. Firma farmaceutyczna tylko oficjalnie troszczy się o wygodę i higienę cukrzyka. Ona troszczy się o sprzedanie jak największej liczby igieł. Nie licząc się z tym, że dla cukrzyka są one pozycją w budżecie i być może chętnie używałby ich jednorazowo - ale go na to po prostu nie stać. Ale firmy farmaceutycznej los cukrzyka tak naprawdę nie obchodzi, liczy się tylko kasa.

Dla Unii Europejskiej lub Niemiec też liczą się ich interesy w Polsce, a nie nasze. I tylko swoich interesów bronią. Im zależy tylko na igłach, a nie na naszym zdrowiu. A my musimy ocenić, czy nam się to opłaca. A może w ogóle nie jesteśmy (jako naród) chorzy na tę "cukrzycę" i może w ogóle tych igieł nie potrzebujemy? Kto wie. Jedno jest pewne. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Lub o inne wymierne interesy. Niemcy je w Polsce posiadają i walczą o nie. Sprytnie walczą. Prasa niemiecka, jak zawsze lokajsko usłużna wobec rządu, robi za złego glinę, a niemieccy politycy za dobrego. Ale nie dajmy się temu zwieść. Zastanówmy się na chwilę, jakie igły chcą nam wcisnąć. Podobnie jest z Unią. Ona nie pochyla się nad nami, aby się przejmować naszym losem, ale by obszukać nam kieszenie w poszukiwaniu łupu lub skrępować nas w imię swojej szaleńczej ideologicznej poprawności.

A przy okazji, ich marketingowa argumentacja w tym zakresie jest faktycznie warta kabaretu :-)

poniedziałek, 2 maja 2016

Oflagowanie

Dziś jest Dzień Flagi, więc postanowiłem w jakiś sposób nawiązać moim postem do flagi, a dokładniej oflagowania. Ale będzie to nawiązanie bardzo odległe. Otóż tak jak flaga ukazuje nam przynależność państwową, tak u człowieka jej odpowiednikiem jest imię i nazwisko, ukazujące przynależność indywidualną. W anonsach na gej portalach jest to jednak najczęściej "imię i nazwisko" w rozumieniu średniowiecznym. Był Maćko z Bogdańca, albo Zawisza z Grabowa. W anonsach jest na przykład Adam z Warszawy. 

Innym elementem przypisanym do człowieka na stale, lecz pełzająco jest wiek. Stała jest data urodzenia, wiek zmienia się niejako każdego dnia, a już na pewno każdego roku. I taki ciekawy "oflagowany" przypadek miałem niedawno w anonsach związkowych, które przeglądam. Otóż był tam, powiedzmy, taki "Maćko z Bogdańca", który jednego dnia miał 37 lat w anonsie, a kolejnego już tylko 33 lata. Cud mniemany - odmłodniał o cztery lata w ciągu jednej nocy!

Dlaczego jestem pewien, że to ta sama postać? Bo kombinacja imienia i miejscowości jest taka sama. Zaś ta miejscowość jest na tyle mała, że szansa, iż będzie dwóch "Maćków" z tego samego "Bogdańca" jest po prostu tak znikoma, że można ją zaniedbać. Zastanawiam się tylko, czemu aż takie odmłodzenie. O rok się odmłodzić lub postarzeć z łatwością można - wszak można liczyć wiek datą urodzenia lub rocznikowo. Ale czemu nagle cofać wiek o 4 lata? Chyba wiem dlaczego - zbliżał się weekend majowy i ten "Maćko" miał chyba ciśnienie na spotkanie. Więc starał się podrasować swoją atrakcyjność wiekiem. Nie wziął pod uwagę tylko tego, że w ewentualnym związku takie dość spore oszustwo kiedyś wyjdzie na jaw i zasmrodzi całą relację. 

Związek najlepiej budować na prawdzie - wtedy nie pęknie dzięki kłamstwu.

niedziela, 1 maja 2016

W hołdzie pracy

Święto Pracy - dawniej za komuny i dziś za III RP prawie takie samo. Tylko bardziej z duchem czasu - w rytmie happeningu. Coś podobnie jak rysowanie kredą na ulicy po ataku terrorystycznym w Brukseli. Świat nie schodzi na psy - świat schodzi na happeningi. I dziś taka mała historyjka z mojego życie gejowskiego, która wydarzyła się dosłownie kilka dni temu, a którą można by na sile przyrównać do świętowania pracy. Rzecz będzie mianowicie o robieniu, czyli o pracy w pewnym sensie tego słowa.

Otóż na pewnym portalu gejowskim, na którym także mam profil, prowadzę taką działalność, że rutynowo odwiedzam profile innych osób, które pokazują się na liście ostatnio będących online, jako miniaturki zdjęć profilowych. Można oczywiście po najechaniu myszką na taką miniaturkę zobaczyć nick profilu, ale rzadko kiedy mam na to czas, bowiem gdy sama miniaturka zdjęcia profilowego mnie zaciekawi, to klikam nią od razu otwierając profil. Bardzo często wtedy okazuje się, że już tego pana odwiedzałem i wtedy wiem, że zrobiłem to ponownie. Nie zawsze zapamiętam kogoś na tyle, aby rozpoznać jego malutką z konieczności zniekształconą miniaturkę.

I jeden z takich odwiedzonych zapytał mnie mailem czemu odwiedzam go tak licznie. Więc wyjaśniłem mu, że to przypadek, bo nie kojarzę jego zdjęcia i otwieram profil ponownie. A on na to, że coś za dużo tych przypadków ostatnio. Wyczułem wrogą rozmowę, więc - z uśmieszkiem! - zaproponowałem mu, że może mnie zablokować. On napisał, że myśli nad tym. Więc poradziłem mu, aby nie myślał, tylko zrobił. I jakoś nie zrobił dotąd. No to w końcu napisałem mu, że póki nie zmieni szczęśliwie bardzo charakterystycznego zdjęcia głównego, to go skojarzę. A tak przy okazji pomyślałem sobie, jak u wielu gejów myślenie nie idzie w parze z robieniem ;-)

Ale i tak lepsze to mimo wszystko niż robienie bez myślenia ;-)