środa, 31 lipca 2013

"Brzydkie" pytanie

24 kwietnia 2013
Mój fachman od "szybkiego poznania" odezwał się do mnie następnego dnia.  I tym razem pomieszam nieco relację na blogu, bo pomiędzy tym odezwaniem się a jego "ucieczką" ode mnie wydarzyło się coś naprawdę ważnego. I to niejedno. Ale zostawię to już na sierpień ;-)

Otóż korespondencja z nim na Gadu-gadu wyglądała tak [on, ja]:
- mówił Ci ktoś że jesteś z lekka brzydki??
Na luzie odpisałem:
- niejeden, a co?

Widocznie go zamurowało bo się już nie odezwał. A ja miałem jego pisanie kompletnie w nosie - lub (jako pasywny gej) w dupie. Miałem bowiem wtedy inną rozmowę, telefoniczną, z kimś na kim mi o niebo bardziej zależało. A ten gość ustąpił mu nieświadomie miejsca. Więc zapewne będę mu za to kiedyś głęboko wdzięczny. Oby :-)

Ale to już materiał na niejeden post w sierpniu ;-)

wtorek, 30 lipca 2013

Szybkie poznanie

23 kwietnia 2013
Czasem poznawanie ludzi jest naprawdę szybkie. Miałem raz korespondencję z chłopakiem, który, wydawało by się, był dla mnie może idealnym partnerem. I była okazja aby się spotkać, więc się spotkaliśmy. Oczywiście wiele sobie obiecywałem po tym spotkaniu.

Pierwsze wrażenie - umiarkowane. Zółta lampka się zapaliła. Przejście do domu - bez jakiegoś specjalnie fajnego gadania - kolejna zółta lampka. W domu - nie rozstawał się z telefonem. Tu mam uraz do takich "netowców" (obojętnie czy korzystających z netu przez smartfona, czy komputer) - kolejna żółta lampka. Brak płynnej rozmowy, przegląda sobie gazetę jaką miałem na stole. Kolejna lampka. Kładzie się wreszcie na kanapę - dotykam go i masuję - on nie reaguje jak drewniany książę - to już chyba lampka pomarańczowa. A niby taki był namiętny...

Wreszcie przyczepił się do czegoś co miałem założone na sobie - czemu to noszę? Wkurzyłem się i wstałem z kanapy. Zająłem się porządkami w kuchni. A mój wielce zainteresowany poznaniem mnie gość spakował się i wyszedł. Prawie niepostrzeżenie. A z mojej strony ulga. Że nie stracę czasu na niby-goszczenie-go. I zajmę się swoimi codziennymi obowiązkami. W sumie jego wizyta trwała około godziny.

Ale to mała strata jeśli szybko się okazuje że to nie było to ;-)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Niezainteresowany przepytywacz

23 kwietnia 2013
Zagadałem na czacie Wirtualnej Polski kogoś o warszawskim nicku. Oczywiście celem rozmowy było szukanie do związku. I zadziwiło mnie trochę, gdy ta osoba po otrzymaniu mojego opisu (wzrost i waga) zaczęła mnie wypytywać o inne szczegóły, które świadczyły o tym, że mnie kojarzy. Ale najciekawsze miało dopiero nastąpić.

Otóż mój wypytywacz zarzucił mi z przekąsem, że ciągle szukam, mam i nie mam partnerów, ogłaszam się z "wielką miłością" a po 2 tygodniach ona znika. Oczywiście nie był zainteresowany poznaniem się, gdyby tak było już wcześniej by się umówił. Zabawne było jednak co innego. Otóż kiedyś - około 3-4 lat temu - w dobrej wierze rzeczywiście pisałem na portalach o wielkiej miłości. I - jak to często bywa w życiu - ta miłość nie wychodziła. Przecież nie mnie jednemu. 

Ale od roku czy dwóch lat nie piszę o tym. Jestem sceptyczny w takich hurra deklaracjach. Więc rozmówca musiał mnie kojarzyć sprzed dwóch lat. Problem tylko taki, że dwa lata temu ważyłem 10 kilogramów więcej - więc nie mógł mnie skojarzyć po opisie. Także nick miałem zupełnie inny w tamtych czasach. Zatem rozmówca rozmawiać musiał ze mną bliżej teraźniejszości, a moje "hurra deklaracje" być może kojarzył dlatego, że same profile miałem dawniej. Zabawny link do pamięci - skojarzenie obecnie profilu, a wcześniej skojarzenie tego profilu z dawno temu czynionymi "nierozważnymi" deklaracjami.

W sumie to dobrze, znaczy że mój profil zapada w pamięć ;-)

niedziela, 28 lipca 2013

Sajnof w praktyce

Sajnof (sign-off) to odzywka wysprzęgająca w brydżu. W danej konwencji taka odzywka nakazuje partnerowi pasowanie (czyli wycofanie się z licytacji) niezależnie od posiadanej karty. W brydżu takie taktyczne wycofanie się ma jakiś sens - w życiu sajnof jest o wiele gorszy. Oznacza bowiem taką odpowiedź, która mimo że zaistniała, to zniechęca do dalszego kontaktu.

I postanowiłem dziś pokazać modelowy sajnof, a jednocześnie bardzo przerysowany. Rzecz cała dzieje się na Fellow. Wysyłam do kogoś wiadomość składającą się z nieco ponad trzech linijek tekstu. Piszę trzy zdania. Troszkę tego jest. A co otrzymuję w odpowiedzi - zobaczcie sami:

Emotionka to najgłupsza odpowiedź w takiej sytuacji. Ma ona sens gdy piszemy z kimś już od jakiegoś czasu maile albo rozmawiamy na komunikatorze. Można czasem po prostu się tak uśmiechnąć. Ale gdy ktoś pisze wiadomość powitalną to taki uśmiech jest po prostu uśmiechem głupiego.

Niestety, w komunikacji najwięcej jest szumu informacyjnego - to ta odpowiedź jest jego przykładem ;-)

sobota, 27 lipca 2013

Wygląd się nie liczy

Wygląd się nie liczy - jak mawiają niektórzy. Dopatruję się w tym raczej ideowego fundamentalizmu. Często bowiem pod płaszczykiem tak szlachetnego podejścia kryje się tuszowanie braków własnej urody. Tak naprawdę wygląd się liczy - ale tylko razy, gdy się go akceptuje. Na przykład na zdjęciu. Ale czasem to co się pisze o wyglądzie może przybrać zabawne formy. Tak jak na poniższym anonsie:


Miło by było gdybyś wysłał zdjęcie - ale WYGLĄD SIĘ NIE LICZY. Gdyby nie wersaliki, byłoby to naturalne. Ale wersalki oznaczają mocne podkreślenie czegoś. W zestawieniu z "miło-byłobym" wysłaniem zdjęcia brzmi to komicznie. 

Ale mimo wszystko sądzę, że ma to swój sens. Choćby dlatego, że możemy być ciekawi czyjegoś wyglądu, nawet gdy się nie liczy. Faktem jednak jet, że wyszło zabawnie ;-)

piątek, 26 lipca 2013

Dżentelmen w każdym centymetrze

Mówi się o dżentelmenie w każdym calu - i ma to swój kulturowy sens. W końcu dżentelmen to określenie kojarzące się z brytyjskim arystokratą. Zatem cale są na miejscu. A centymetry kojarzą się gejom z mierzeniem wiadomo czego. I dlatego tak zatytułowałem tego posta ;-)

Miałem bowiem rozmowę na czacie, której przez nieuwagę nie uwieczniłem, ale zapisałem sobie jej przebieg za pamięci. Nie było wiele do zapisywania - cztery wyrazy. Przebieg rozmowy był następujący (kolory: rozmówcy i mój), była to rozmowa na moim nicku masażowym:

- opis
- nie płacą mi za wygląd ale za masaż
- spierdalaj obleśna kurwo
Rozmówca zamknął okno priva.

Dawno nie spotkałem się z takim dżentelmenem w każdym centymetrze - bo oczywiste, że o centymetry mu chodziło, skoro zamiast się przywitać od razu oczekuje opisu. A dżentelmenem mógł faktycznie być, bo dżentelmen kojarzy się z majętnym statusem, a pan miał w nicku "dam PLN".

Szkoda tylko, że pomylił cale z centymetrami ;-)

czwartek, 25 lipca 2013

Gówniana argumentacja

Uderz w stół a nożyce się odezwą. Jednak mój "pampersowiec" odezwał się, ale przez profil. To o tyle zrozumiałe, że nie miał kasy na pisanie SMS-ów. Ale korespondencja była na tyle ciekawa, że warto o niej napisać osobny post ;-)

Wytłumaczył się z używania ręczników jednorazowych - otóż wycierał się nimi po kąpieli. Trudno o bardziej kretyńskie wytłumaczenie. Jak się wytrzeć na plecach takim ręcznikiem? Albo głowę? Poza tym widziałem taki ręcznik w toalecie - i na pewno nie wycierał nim głowy. Miał przy okazji pretensje, że nie dałem mu ręcznika - typowa obrona przez (bezmyślny) atak. Tylko, że sam jakoś zapomniał o ręcznik spytać. A każdy normalny człowiek, który u mnie się kiedykolwiek mył - po prostu o ręcznik pytał.

Z wizyt w toalecie wytłumaczył się zaś tak, że ma kłopoty żołądkowe po - uwaga - wypiciu wody. Rozumiem że po wypiciu wody ze studni, czy z jeziora lub rzeki, surowej. Ale chlorowana woda miejsca po przegotowaniu? Kretyńskie tłumaczenie. A z samym pampersem - oczywiście idzie w zaparte. Nie dziwię się, to wstyd dla niego. Tak mu się przynajmniej wydaje. Ale jeszcze większy wstyd jest wtedy gdy ja WIEM że to on - bo NIKT inny tego nie mógł zrobić.

Wtedy największym wstydem jest uporczywe i tchórzliwe ściemnianie.

środa, 24 lipca 2013

Gówniana pomoc

Mam wrażenie, że w moim życiu pomaga mi Pan Bóg (lub jak kto woli Los). I ta pomoc jest nieoceniona w wielu przypadkach. Ale jeszcze nie zdarzyło mi się, aby ta nieoceniona pomoc była po prostu gówniana ;-) Oto co wydarzyło się kilka miesięcy temu (litościwie przemilczę dokładną datę)...

Poznawałem chłopaka, który nie do końca mi zaczął odpowiadać. Tak bywa. Wkurzyło mnie między innymi to, że po kilka razy dziennie robił kupę i - o zgrozo - podcierał się jednorazowymi ręcznikami, które były wyłącznie przeznaczone dla użytku klientów po masażu. Dla domowników był szary, skromny papier toaletowy. Ale widać Jaśnie Panu się nie spodobał - a to mnie zdecydowanie najbardziej wkurzyło.

Akurat mogłem się wymówić przed kolejnym przyjmowaniem go na już bardzo niechciane przenocowanie, bo miałem gości. Kiedy składałem zwykle na stałe rozłożoną kanapę (na której śpię) zobaczyłem kawał waty na podłodze. Widać kanapa się psuje, to musiało wypaść z materaca zapewne. Podnoszę, a tam z drugiej strony zaschnięte dość rzadkie gówno. Użyłem tego słowa bez wykropkowania, aby teraz stało się zrozumiałe dlaczego miałem na myśli gównianą pomoc - dosłownie gównianą...

Nagle zrozumiałem o co chodzi. To pampers domowej roboty. Wepchnięty cichaczem pod łóżko - no cóż, dywanu nie mam, nie dało się pod dywan zamieść. I zrozumiałem wszystko związane z toaletą. Gość (wiek około 30) miał zapewne tak rozjechany odbyt, że już nie trzymał stolca. Dlatego ganiał do toalety, aby się go pozbyć nie ryzykując zabrudzenia majtek. I podcierał się ręcznikami, bo zapewne wąski papier toaletowy przepadłby w jego przepastnym odbycie. Wszystko się ułożyło do kupy (dwuznaczność zamierzona) ;-)

Nie muszę dodawać jakie obrzydzenie mnie ogarnęło. Wszystko rozumiem, ale wpychanie zafajdanego pampersa pod moje łóżko to, mówiąc delikatnie, bardzo wielka gafa. Oczywiście napisałem do tego faceta SMS z opisem moich doznań estetycznych i emocjonalnych. Nie muszę chyba dodawać że już się do mnie nie odezwał - i nie dziwię się. Sam bym się w takiej sytuacji chciał zapaść pod ziemię.

Tak oto Pan Bóg w swym niezmierzonym humorze zafundował mi gównianą pomoc, ale za to zabójczo skuteczną ;-)

wtorek, 23 lipca 2013

Obiecanki portalanki

Bywa tak w czasie poznawania ludzi, że z kimś się nie daje zawrzeć znajomość - po prostu nie nadajemy na tej samej fali. Ktoś nam jakoś nie pasuje. Ale mimo wszystko jest żal, gdy uświadamiamy sobie, że  przyjechał specjalnie kawał drogi aby nas poznać. I bywa wtedy jedna cudowna, ale niezamierzona metoda, aby się tego żalu pozbyć bez śladu. 

Niezamierzona metoda, czyli tak, której zastosowania nie da się przewidzieć ani sztucznie wywołać. Występuje czasem sama - ale skutecznie leczy nasz dyskomfort. Taka sytuacja jest wtedy, gdy postanawiamy z kimś pozostać na stopie przyjacielskiej i zawrzeć przyjaźń zamiast nieudanego próbowania budowania czegoś więcej. A jednym z elementów przyjaźni jest kontakt - na przykład przez portale randkowe lub komunikatory, albo telefon czy SMS.

I wtedy może się stać tak, że ta osoba, mimo deklaracji budowania przyjaźni ze swojej strony po prostu nas olewa. Obiecuje dodać do znajomych na portalu - ale nie odpowiada na wysłane przez nas zaproszenie. Nie pisze do nas przez komunikator lub telefonicznie. Po prostu o nas zapomniała. I wtedy można zdecydowanie przestać żałować, że się z nią nie udało. Skoro nie potrafi być znajomym, to czemu miałaby potrafić być na dłuższą metę partnerem?

I szukamy wtedy dalej - bez obaw, że komuś było przykro. Skoro on nas olewa, to na przykro być nie musi ;-)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Stoją murem

17 kwietnia 2013
22 lipca to było kiedyś komunistyczne święto, a komunizm lubił mówić o masowym poparciu. Stąd wybrałem na dziś do publikacji notkę, której treść w zabawny sposób do tego nawiązuje. Otóż poznając ludzi często oglądam ich profile na necie - i zawsze mnie ciekawi w jaki sposób ludzie ukrywają swój wizerunek. Najczęściej po porostu mają zdjęcia twarzy pod hasłem. Ale nie zawsze.

Jeden facet wpadł na genialny pomysł. Prosty i maksymalnie skuteczny - dał dwa zdjęcia grupowe, w których pojawiał się w gronie kilku osób. Ale nie było proste aby określić kto na tych zdjęciach się powtarza. I mimo, że próbowałem, to jednak nie potrafiłem tego ustalić. Zatem oceniając "jego" wygląd musiałem po prostu zastanowić się czy wszyscy ludzie na tych zdjęciach byliby dla mnie w porządku z wyglądu.

Prosta metoda. Niby pokazuje swoją twarz, ale nie wiemy która to jest. Na zdjęciu kilka osób stoi murem - ale nadal nie wiemy z kim piszemy. Oczywiście swoją drogą miał zdjęcia pod hasłem, ale już w czasie korespondencji do podania przez niego hasła nie doszło. I nie żałuję tego niezaspokojenia mojej ciekawości, bo korespondencja z nim była nudna i źle rokująca.

Ale pomysł nudny niewątpliwie nie był - wręcz zbyt ciekawy ;-)

niedziela, 21 lipca 2013

Kulinarny sukces

16 kwietnia 2013
Czasem pan Bóg daje zdumiewające dowody na swoje istnienie. Miałem taki przypadek w połowie kwietnia. Akurat nie miałem kasy, bo zapłaciłem właśnie rachunki za prąd w kwocie znacznie wyższej niż przeciętna (zasługa współlokatorów - na szczęście już byłych). No i byłem bez grosza - a to się przekłada na piękny, niczym niezakłócony widok lodówki, pustej i czystej.

I poznałem w necie chłopaka, który przyjechał do mnie. Wziął trochę jedzenia. Pierwsze wrażenie - nie do końca takie jakbym chciał. Jest nieco misiowaty, a to mi nieco przeszkadza. Ale da się jakoś wyciszyć ten "wewnętrzny głos krytyki". W sumie jednak okazało się, że nie do końca nadajemy na tej samej fali. On to wyczuł i powiedział mi wprost, że raczej zostaniemy przyjaciółmi jedynie. I jego pobyt stawał się problematyczny. Zacząłem się martwić, że zaprosiłem go niepotrzebnie. I co na to Pan Bóg?

Dosłownie po chwili zadzwonił do niego telefon. Nagła choroba w rodzinie. Wzywają go do powrotu. Więc zaczął się do powrotu szykować. odświeżył się w łazience, którą mu chętnie udostępniłem, dopakował ledwo co naruszone bagaże. A jaz znalazłem mu powrót na dworzec. I potem odprowadziłem go na przystanek. A w lodówce zostały skarby, którymi żywiłem się przez trzy kolejne dni.

Kolejny, tym razem kulinarny dowód na istnienie Boga ;-)

sobota, 20 lipca 2013

Przykładanie wagi

12 kwietnia 2013
Przykładać wagę do poznawania kogoś można poprzez uważne rozmawianie z nim i  otwarcie się na zawieranie z nim znajomości. Ale nie przyszło mi do tej pory nigdy do głowy, że można - praktycznie całkowicie dosłownie - przykładać wagę do poznawania kogoś w literalnym tego słowa znaczeniu. A jednak można i tak przyłożyć wagę :-)

Poznałem chłopaka, który miał rozmiary 190/90. Zatem przy tych proporcjach byłby to może misiek, a może po prostu wyższy lecz naturalnie zbudowany. Trochę zaniepokoiło mi zdjęcie jego stóp - były rozmiaru (jak mi napisał) 46-57 a wydawały się jak 42-43. Albo faktycznie duże ale grube (i do tego grube łydki), albo może pomylił się z rozmiarem. Cóż, zweryfikuje to spotkanie.

Z wyglądu na spotkaniu był trochę misiowaty, ale nie powiedziałbym że bardzo. Stopy grube. Z wyglądu bez ubrania był już bardziej "tłusty". Ale nie był nalany tłuszczem - a to różnica. I było tak, że ważyłem się przy nim w łazience. No to on też wszedł na wagę. W sumie niedokładnie ją uruchomił, ale i tak zdążyłem zauważyć jak postał na niej ułamek sekundy. I waga pokazała 105 kg. A więc oszukał mnie o 15 kilo. I tak nam nie wyszło, ale potem na profilu (jak podejrzałem) zmienił wagę na 92 kg.

Jednak zdjęcie jego stóp słusznie zinterpretowałem ;-)

piątek, 19 lipca 2013

Szatański anons

A dziś ostatnia próbka szatańskości, którą nazwałem szatańskim anonsem. Tak się złożyło, że szukałem anonsu pewnego chłopaka, z którym się kiedyś kontaktowałem. I popełniłem "szatański błąd" bo źle wpisałem jego numer telefonu w polu wyszukiwania. Wyskoczyły mi anonse zupełnie innej osoby - ale stwierdziłem, że warto było się pomylić. Spotkały się bowiem obok siebie (w wynikach wyszukiwania) dwa anonse zabawie sprzeczne.

Wyższy (i późniejszy) zawiera ważną adnotację "chuj nie warzny" - cóż, nie dla każdego gramatyka jest wiedzą odkrytą :-) A niższy (dawniejszy) anons zawiera nie mniej ni więcej tylko rozmiar owego chuja (dumne 18 cm). Zabawne ludzie mają ewolucje. Dawniej mierzą chuja, potem jest on już "nie warzny" :-) Zrzut ekranu na dowód:

I tak bym nie skorzystał z oferty, obojętnie czy chuj jest ważny czy nie. Jakoś nie przekonują mnie niechlujnie pisane anonse, z błędami, bez interpunkcji, albo pisane wersalikami. Sam piszę na czatach czy GG bardzo niestarannie, bo klikając dwoma palcami bardzo szybko po klawiaturze robię masę pomyłek. Ale anonse czy teksty na profilach piszę starannie, bo są one moimi wizytówkami.

Czasem błąd w wyszukiwaniu może jednak umilić dzień czymś zabawnym ;-)

czwartek, 18 lipca 2013

Szatański kumpellomat

Skoro wczoraj pisałem o szatańskim numerze, to dziś szatańskim kumpellomacie - czyli narzędziu z Kumpello, pozwalającym zaczepiać ludzi. Wybiera się w nim jedną z pięciu opcji i osoba zaczepiana może dokonać swojego wyboru, a następnie porównać rezultat - zgodny lub niezgodny. Jeśli niezgodny, to nie wiemy jaki był wybór drugiej strony - choć często można się go domyślać.

Zazwyczaj jest tak, że druga stron wybiera jedną z dwóch opcji - pójście do łóżka lub rozmowa. I dotąd ja nikogo sam za pomocą kumpellomatu nie zaczepiałem. Pewnego dnia odwiedziłem profil chłopaka, a on mi w odpowiedzi wysłał zaczepkę za pomocą kumpellomatu. Wybrałem oczywistą dla mnie opcję z nieznajomym - czyli chęć rozmowy. Wynik niezgodny. Czyżby szukał seksu, mimo że wykraczam poza jego widełki wiekowe? Napisałem mu więc maila że nasz wynik się nie pokrywa.

Wielkie było moje zdziwienie gdy ten chłopak i odpisał że wybrał ostatnią opcję - "nie chcę mieć z tobą nic wspólnego".  Nie dziwi mnie, że nie chce ze mną się kontaktować - ale po co skorzystał w tym celu z kumpellomatu? Niepotrzebna fatyga, z bardzo małą szansą na zbieżny wynik - bo kto rozsądny przypuści, że zaczepiająca go za pośrednictwem kumpellomatu osoba pokazuje, że nie chce kontaktu?

O wiele lepiej jest wysłać w takim  przypadku ślad "temu panu dziękujemy". Proste i dobitne. Jednak potem wymieniłem z tym chłopakiem jeszcze kilka maili - on mi napisał, że używanie kumpellomatu podbija jego wskaźnik wiarygodności na Kumpello. Zabawne podejście - aby się uwiarygadniać na Kumpello trzeba (czasem pokrętnie) stosować kumpellomat ;-)

Ale czy życie nie jest czasem pokrętne? ;-)))

środa, 17 lipca 2013

Szatański numer

Zdarzyła mi się ciekawa historyjka na czacie z chłopakiem, który podał mi swój numer telefonu w trakcie rozmowy. Podanie przez kogoś numeru fona uważam za ważny element uwiarygodnienia go, a poza tym zabezpiecza to kontakt - choćby na wypadek zawieszenia się czata. Numer miał środkowe trzy cyfry 666 - stąd nazwałem go szatańskim numerem. W istocie na swój sposób był to szatański numer :-)

Zadzwoniłem do niego z mojego telefonu, na którym posiadałem ograniczone środki (bo głównie pisałem z niego SMS w pakiecie bezpłatnym lub przyjmowałem telefony). Za pierwszym razem nie dodzwoniłem się, potem ktoś odebrał. Ale to zaczęły się ciekawe momenty - okazało się, że osoba po drugiej stronie najprawdopodobniej nie jest tą z czata. Tamten był spoza Warszawy, ten w Warszawie. Tamten musiał być zapewne przed komputerem, ten był na ulicy - słychać było szum samochodów.

Rozłączyłem się dość szybko, aby nie tracić kasy na połączenie. A nauka z tej przygody była taka, że najpraktyczniej jest najpierw poprosić kogoś aby wysłał do mnie sygnał lub SMS. A jeśli powie, że nie ma nic na koncie - to niech doładuje. Albo skorzysta z opcji - która jest co najmniej w jednej sieci, bo się z nią zetknąłem - bezpłatnego powiadomienia o tym, że numer się próbował połączyć. 

A wnioski? Zabawne wpadki przekuwać na cenne doświadczenia ;-)

wtorek, 16 lipca 2013

Prima odczuwanie

1 kwietnia 2013
Pierwszy kwietnia czyli prima aprilis - święto kłamstwa i oszukiwania. Tego dnia dla żartu, a na co dzień - dla zasady. Tak postępuje wiele osób. Taki jest ten świat. A jednak można w tym dniu zrobić coś na poważnie i wcale nie będącego kłamstwem. I można to zrobić zupełnie na serio. 

I tak ja zrobiłem. Spotkałem się w tym dniu z chłopakiem, którego poznałem miej więcej rok wcześniej. Wtedy rozmawialiśmy o jego zastanawianiu się nad tym czy jest gejem. A dziś przyszedł do mnie fajny chłopak o zalotnych oczach. Ach te jego oczy, były cudowne już rok temu. A teraz pogadaliśmy o tym co i jak, i czy już czuje się gejem. Podobno się czuje. I nagle to sprawdziliśmy.

To nie był prima aprilis - ale prima odczuwanie. Jeszcze nie kochałem się z chłopakiem, który tak pięknie współodczuwa emocje i je okazuje. To tak jakby ziarno rzucać nie w błoto, nie w piasek - ale w najprzedniejszy czarnoziem. I jest wtedy szansa, że wyrośnie piękny, soczysty plon. W tym co robiliśmy była bliskość, emocje, radość z kochania się, naturalne dążenie aby być ze sobą. To było coś cudownego i nigdy nie miałem do czynienia z takim swobodnym, otwartym zaangażowaniem się w emocjonalność. 

W sumie miałem mętlik w głowie. Tak naprawdę nie poznaliśmy się za wiele jako ludzie w czasie dzisiejszego spotkania. Obaj na początku byliśmy stremowani. Gadaliśmy na tematy dotyczące poczucia posiadanej orientacji, a nie jak potencjalni partnerzy porównujący swoje charaktery. Ale potem porównaliśmy się w fizycznej miłości - i to było cudowne*. 

Zdecydowanie prima, ale nie aprilis ;-)

_____
* Jak zwykle życie dopisało dowcipny scenariusz - już się potem nie odezwał, a miał nazajutrz dać znać (dopisek miesiąc po).

poniedziałek, 15 lipca 2013

Uprzejmy pseudo-Niemiec

Gayromeo jest kopalnią spamu wysyłanego przeważnie z Ghany w Afryce. Ale pojawiają się całkiem ciekawe formy innego wyłudzania. Oto napisał do mnie, obszerny mail, chłopak z Niemiec. Ale w profilu miał informację że jest mulatem - faktycznie wyglądał jak Europejczyk z jakąś delikatną domieszką. Całkiem seksownie zresztą. No to zaczęliśmy korespondencję. 

Szybko okazało się, że pan Niemiec jest w Afryce. Biedactwo. Napisałem mu więc wyraźnie, że nie mam warunków aby finansować komukolwiek podróż do Europy - choć ta propozycja z jego strony nie padał, a korespondencja była uprzejma, to jednak domyślałem się, że taki raczej jest finalny cel. W odpowiedzi dostałem maila 10 razy krótszego niż poprzednie. Końcowa korespondencja wglądała tak:

Oczywiście po tak niegrzecznej odpowiedzi zgłosiłem ten profil do sprawdzenia. I pewnie nie ja jeden, bo nie wierzę że pan Niemiec z Afryki napisał tylko do mnie. Po kilku dniach dostałem od niego ostatniego maila, widocznego na zdjęciu, z adnotacją systemową, że nie mogę na niego odpowiedzieć. Profil - jak się okazuje - został usunięty. Biedactwo, widać nikt nie chciał mu zapłacić, więc nagle odwidziało mu się "all this shit" który - jak sam napisał - do niego pisałem ;-)

Cóż, widocznie nie każdy chce fundować wycieczki Afrykańczykom ;-)

niedziela, 14 lipca 2013

Zamknij okno, bo będzie przeciąg

Czasem sztuka ciętej riposty jest jedyną radością z nudnych i powtarzalnych w swojej głupocie rozmów na czacie. Dla mnie jest to ćwiczenie umysłu i fajna jego gimnastyka. A dla rozmówcy test na inteligencję lub poczucie humoru. Ale dobra jest także sztuka przygadania komuś, gdy się nie odzywa. Nie jest to formalnie riposta, bo druga strona się nie odzywa. Ale może ją zmobilizować do działania...

I wymyśliłem taką brylantową odpowiedź na długie zawieszanie rozmowy przez drugą osobę. Skoro bowiem jest otwarte okno rozmowy a nie dzieje się w nim nic, to nie wiadomo czy okno zamykać, czy czekać na czyjąś reakcję. Czasem zdarza się że ta nieobecność jest usprawiedliwiona - ktoś miał na przykład telefon i nie uprzedził o tym. Ale wtedy nawet gdy się zamknie okno rozmowy, to on odezwie się sam i przeprosi za absencję.

Czasem jednak wydaje się nam, że wiemy iż ktoś nie odzywa się dlatego że zabrakło mu konceptu i nie wie co zrobić z rozmową. Gdy mi na kimś takim zależy, to sam podtrzymuję rozmowę. Ale gdy nie zależī - to wymyśliłem prostą ripostę. Po prostu mówię mu - zamknij okno, bo będzie przeciąg. Oczywiście mam nadzieję, że rozmówca zrozumie aluzję, bo nie brak i takich, którzy nie łapią w czym rzecz.

No ale nawet przymówienie komuś wymaga pewnego minimalnego IQ aby je zrozumieć ;-)

sobota, 13 lipca 2013

Cztery do siedmiu

Czasem komunikacja przybiera rekordowo krótkie formy. Ale tak krótkiej wymiany zdań jeszcze nie maiłem - rozmówca napisał cztery litery, ja siedem (nie licząc oczywiście autorespondera). Zabawne jest jak szybko rozmowa się skończyła, ale najwyraźniej autoresponder spełnił swoje zadanie. I po to go używam. Co więc mogło przeszkodzić rozmówcy? Oto zrzut okna rozmowy...

Najwyraźniej mojemu rozmówcy nie spodobało się po prostu to, że nie szukam seksu dla seksu. Bo o bezsensownych gadkach o niczym mają pojęcie raczej mądrzy ludzie - głupek nie ma pojęcia że bezsensownie i o niczym rozmawia ;-) Jednak autoresponder się przydaje, oszczędza gadania nie prowadzącego do oczekiwanego efektu.

Pryz okazji można podziwiać layout komunikatora Adium, który udało mi się wybrać po wielu godzinach prób. Tablica korkowa wygląda bardzo przyjemnie. A jeszcze fajniej wyglądają rozmowy z ludźmi, których mam w kontaktach albo którzy mają ustawiony awatar w GG. Wtedy widać także ich podobiznę. A dla niewtajemniczonych - Adium to komunikator na Macintosha zawierający wtyczki do wielu protokołów, między innymi Gadu-Gadu. 

A przy tym obywam się bez reklam na gadulcu ;-)

piątek, 12 lipca 2013

Wielkanocny zegarek

31 marca 2013
W tym roku w Wielkanoc przypadała zmiana czasu na letni. Policzyłem że mam w domu około 20 zegarów ale tylko 4 wymagają ręcznego ustawiania - stacja pogodowa, mikrofala, zegar w sypialni i mój zegarek naręczny. No to nie jest tak źle. Więc rano przestawiłem wszystkie zegary o godzinę do przodu. Najpierw naręczny a z nim w ręku pozostałe. I wtedy zaczęty się problemy...

Gdy zabierałem się do przestawiana zegara w mikrofalówce, a miałem akurat w ręku zegar z sypialni (bo od razu chciałem go tam odnieść), to zobaczyłem że różni się aż o 2 minuty od zegarka naręcznego. Sprawdziłem z czasem na komputerze - synchronizowanym z zegarem atomowym - i ustawiłem właściwy czas. Okazało się, że w zegarku naręcznym ustawiłem sekundnik, ale zapomniałem przestawić wskazówki minutowej. Więc to poprawiłem.

Potem miałem coś do wykonania o dwunastej i ucieszyłem się patrząc na zegarek i widząc że jest jedenasta. Mam czas - nie muszę się spieszyć. Patrzę na komputer - dwunasta! Zdumiałem się. Nie dość, że zapomniałem w zegarku naręcznym ustawić wskazówki minutowej, to jeszcze zapomniałem przestawić go o godzinę do przodu ;-) Znów musiałem zatrzymywać go i ustawiać. Tym razem na dobre. Tylko cztery zegary do przestawiania i aż sześć ustawień czasu. Taka pomroczność mi się jeszcze nie zdarzyła :-)

Ale, jak mawiają, do trzech razy sztuka - z zegarkiem naręcznym to się w tak złośliwy sposób ziściło ;-)

czwartek, 11 lipca 2013

Radość z roszady

marzec 2013
Czasem cudze szczęście sprawia niektórym zawód i gorycz. Albo powoduje zawiść. A ja się cieszę cudzym szczęściem bo wiem, że dzięki niemu cały nasz świat jest po prostu odrobinkę lepszy. I liczę na to że gdy sam będę się cieszył cudzą radością, to i mnie Los podaruje odpowiednią nagrodę. taką nagrodę za "niemanie" zawiści czy zawodu powodowanego szczęściem innych ludzi.

Niedawno miałem chłopaka a pewien dalszy znajomy nie miał - i biedny narzekał, że jest sam. Mnie było trochę głupio występować jako ten szczęśliwie życiowo obdarzony partnerem i miłością. Ale tera ja nie mam chłopaka, a tamten znajomy właśnie z kimś się zaręczył. Szczerze mu pogratulowałem i cieszę się. Ja straciłem chłopaka, on zyskał swojego - można powiedzieć że dokonała się jakby roszada.

Cieszę się, że przynajmniej bilans dobra się nie zmniejszył. U mnie ubyło, u niego przybyło. Fajnie jest dopatrywać się we wszystkim pozytywnych elementów - to prosta socjotechnika ale całkiem skuteczna. Im więcej wydaje nam się pozytywów, które nas otaczają, tym lżej po prostu żyć. A życie już dba o to aby tych pozytywów nie było niestety za wiele.

Mam nadzieję, że do czasu gdy życiowa karta się przewróci ;-)

środa, 10 lipca 2013

Słodkie więzienie

marzec 2013
Akcja wywołuje reakcję, uczulenie wywołuje alergię, uwięzienie wbrew woli wywołuje chęć ucieczki a miłość wywołuje chęć bycia z ukochaną osobą. Taka jest teoria. A praktyka życiowa - jak się okazuje - bywa różna. Chociaż dodałbym do tego zestawienia jedną bardzo ważną uwagę - brak akcji nie wywołuje reakcji ;-)

Kiedy Paweł został zatrzymany u siebie przez niesprzyjające okoliczności, to zamierzał się stamtąd wyrwać i był nieszczęśliwy - takie miałem wrażenie po komunikacji z nim. Akcja i reakcja - klasycznie, a przez to wiarygodnie. Ale potem te jego uwięzienie najwyraźniej przestało mu dolegać, bo już nie skarżył się na nie. I w ogóle kontakt się urwał, czasem tylko wyjątkowo "podtrzymywany" przez jakiś zapomniany SMS od niego. Albo moje pytanie jakie mu zadawałem na Fejsie.

Zacząłem się zastanawiać czy cała ta opowieść o uwięzieniu nie jest wymysłem na użytek odejścia ode mnie. Bo miłości ewidentnie już nie ma - nikt jej nie okazuje, nikt się nie kontaktuje ze mną. Specjalnie wstrzymuję kontakty z mojej strony aby zobaczyć reakcję Pawła. Już zaliczyłem od siebie wiele prób kontaktu z nim które zostały olane. Więc mogę przypuszczać że z jego uczuciem do mnie już koniec. Żałosny.

A nawet jeśli by nie był to koniec, to i tak on robi wszystko aby mnie do końca przekonać...

wtorek, 9 lipca 2013

Dominujący

I miałem na czacie rozmowę z potencjalnym klientem, lat 49 o nicku - wielce mówiącym - Dominujący. Faktycznie, pan zdominował rozmowę. Najpierw opisałem mu jakiego rodzaju masaże robię i zaznaczyłem że nie robię seksu. Potem pan Dominujący zapytał czy obciągam. Powiedziałem że nie. Pan upewnił się czy umiem obciągać. Zaiste troskliwy. Umiem ale nie obciągam klientom. Wydawało się, że zamknie okno, ale fun miał dopiero nastąpić...

Potem zapytał mnie co robię jak klientowi stoi. Powodzianinem że nie podnieca mnie to, bo sam masaż jest na tyle wyczerpujący i wymagający skupienia że nie mam czasu na oglądanie penisów i podniecanie się, tak jak kierowca auta nie ma czasu na podziwianie mijanych krajobrazów. Więc pan Dominujący zapytał czy się depiluję. Napisałem że od czasu do czasu. On zapytał czy do końca. Zignorowałem te pytanie, bo jak można się depilować do połowy, albo do na przykład 23% - tak jak stawka VAT :-)

Na koniec zapytał mnie jak jestem ubrany. Już mi było dosyć tej rozmowy, w czasie której kto wie czy nie walił konia, więc przeprosiłem go i wyjaśniłem że robię masaże i podałem mu warunki oraz zaprosiłem do kontaktu gdyby chciał się umówić. I pan Dominujący zamknął okno. Albo bajkopisarz albo szukający seksu. 

A nick nic nie mówi - każdy może mieć dowolny nick przecież...

poniedziałek, 8 lipca 2013

Nudne bluzgi

Można bluzgać na kogoś na czacie, czy na GG - ale trzeba bluzgać w jakiś piękny sposób aby to było ciekawe. Merowing w Matrixie powiedział, że gdy klnie po francusku, czuje jakby sobie podcierał dupę jedwabiem. Szkoda, że większość klnących podciera dupę lnem (w najlepszym wypadku) albo wręcz drutem kolczastym. Oto przykład rozmowy z czata, z kimś z kim już nie raz gadałem i zawsze - dosłownie zawsze - rozmawia tak samo. Najpierw pytanie o ciuszki a potem zdanie wstępu i nudne bluzgi. Tym razem uwieczniłem to dla potomności:

Fascynująca jest ta jego idealna powtarzalność - gotów jestem się założyć że praktycznie zawsze gada to samo. nawet zastanawiam się czy to nie jest robot - zaprogramowany na pytanie wstępne, pierwsze zdanie i potem losowe bluzgi. Za następnym razem powinienem inaczej z nim gadać. Może na przykład odpowiadać przez wpisanie samych kropek. I zobaczyć czy powtórzy pytanie czy z automatu strzeli kolejne zdanie swojego programu.

Jeśli to jest jednak żywy człowiek, to współczuję bezsensownych nudnych i nic nie wnoszących rozmów. Bo jak się zastanowiłem, to chyba jednak jest człowiek, nie pisze bowiem idealnie tak samo, używa czasem innych słów. Ale ma zawsze ten sam schemat. tym bardziej nie wiem czy współczuć mu, czy śmiać się z niego. Bo współczuć należy temu, kto ma świadomość sytuacji w której się znalazł. Ale nie idiocie, który nawet nie umie przeklinać.

Ale widać na świecie są także kretyni do entej potęgi ;-)

niedziela, 7 lipca 2013

Czyszczenie

koniec marca 2013
I zdecydowałem się na czyszczenie po moim de facto byłym chłopaku. Na papierze niby nie rozstaliśmy się, ale w praktyce nie ma z nim kontaktu, a przede wszystkim woli kontaktu z jego strony. Niektórzy radzą aby w takiej sytuacji porozmawiać ze sobą. Po co? W czasie rozmowy można zadeklarować że nadal się jest w związku - po czym wszelkie zachowania po rozmowie będą temu przeczyć. Gadać można wiele - ważne co się robi. Od samego gadania życia się nie ulepszy ;-)

Zacząłem więc robić techniczne czyszczenie na komputerze (i nie tylko) po Pawle. Pousuwałem jogo portrecik z tapet w komputerze, musiałem je pozapisywać od nowa. Na szczęście wcześniej uporządkowałem plik Photoshopa z tapetami, wszystko posortowałem i etykietkowałem obrazki tapet - więc teraz zapisywanie ich jako pliki nie było problemem - wiedziałem którą warstwę zapisać jako jaki plik. Usunąłem też jego portret z tapet w jednym z telefonów.

Powywalałem Pawła z rożnych roboczych plików Photoshopa, w których występował. Zostawiłem jeden portrecik do kontaktu w komórce - wywaliłem kilka innych wersji z którymi eksperymentowałem. Zmieniłem też czułe imię w kontaktach w komórce i na GG na bardziej oficjalne. To już jest znajomy, a nie chłopak. I to znajomy, który nie ma za bardzo woli podtrzymywać kontakt.

Jeśli tak dalej pójdzie, to zostanie cieniem wspomnienia jedynie...

sobota, 6 lipca 2013

Masażocyberek

Szukam klientów na masaże. I mam procedury postępowania. Można umówić się na masaż przez internet (czat, mail) ale takie umówienie się nie jest dla mnie wiarygodne. Oczywiście jeśli nie dotyczy stałego, albo przynajmniej powtarzalnego klienta. Dlatego proszę zawsze o potwierdzenie tego umówienia się przez telefon lub SMS. Wtedy uznaję umowę za wiarygodną. 

Miałem raz rozmowę z panem bi, po 40 (jak głosił jego nick). Pan bywa w Warszawie raz w tygodniu. Przedstawiłem mu ofertę i warunki, wybrał konkretny termin i wariant. Jak do tej pory wszystko przebiegało bez zarzutu. Ale problem pojawił się gdy poprosiłem go o weryfikację telefoniczną. Nagle napisał mi "pozostaje tylko cyberek" i zamknął okno. 

Napisałem mu że masaż się robi w realu, na co on odpisał że się odezwie i zamknął okno. Już powiało bajkopisarzem. Mógł napisać że teraz nie ma telefonu aby potwierdzić ale potwierdzi później. W końcu jeśli nie chce zdradzać numeru telefonu może sobie kupić byle starter za 5 złotych. Wszystko byłoby zrozumiałe - ale po co nagle wyskakiwać z cyber seksem? Pewnie dlatego, że na gadaniu się u niego kończy.

Bo faktycznie już się nie odezwał - w każdym razie nikt kto by się powoływał na wybrany przez niego termin :-)

piątek, 5 lipca 2013

Uwiązani

W czasie poznawania ludzi trafiałem często na uwiązanych. To specyficzna kategoria ludzi, bardzo denerwująca. Ale denerwująca z pozytywnego powodu - są, jak się wydaje, odpowiednimi partnerami, ale trzyma ich z daleka ode mnie właśnie te ich uwiązanie. Bo są oczywiście daleko i nie mają możliwości się szybko przenieść do mnie.

Klasyczny uwiązaniec to osiemnastolatek, i na takich trafiałem najczęściej. Albo nawet siedemnastolatek. Ma półtora (lub dwa i pół) roku do matury. Nie wyrwie się. Oczywiście być może znajdzie czas w wakacje, ale nie szukam wakacyjnych znajomości. A jak przetrwać rok lub dwa nauki, gdy oczekuje się bliskości na co dzień?

Są też osoby uwiązane inaczej. Głównie ci powyżej 25 lat, po studiach. Mają już pracę - a gdy są starsi to często i własne mieszkanie. Nie przeniosą się, co najwyżej do nich można się czasem przenieść. W sumie to wszystko jedno kto do kogo się ma przenosić - liczy się to czy ktoś może się przenieść do drugiego. Bo jeśli nie, to mamy uwiązanie.

Uwiązani to takie małe węzły gordyjskie poznawania do związku ;-)

czwartek, 4 lipca 2013

Krzy po trzy

Miałem dwa razy kontakt z Krzysiem z pewnego miasta (przemilczę jakiego). Chłopak ma 21 lat i szuka do związku, ale jakoś poza gadanie nie był w stanie wyjść - i nie chodzi tu o dzielącą nas odległość, ale o nudne naprzykrzanie się. A do tego wszystkiego za każdym razem gadał ze mną (a raczej pisał SMS) z innego telefonu i nie kojarzył że pisał ze mną już wcześniej.

I ten oto chłopak napisał do mnie po raz trzeci po kilku miesiącach - miał już 22 lata w swojej prezentacji. Ale gdy napisał z jakiej jest miejscowości i jak ma na imię, od razu go poznałem. Skojarzyłem także inne fakty które o sobie przytoczył. Tym razem byłem stanowczy - zaprosiłem go do kontaktu gdy będzie w warszawie i skłamałem, że nie mam darmowych SMS. o prostu nie miałem ochoty bajkopisać z nim po raz trzeci.

To, że istnieją bajkopisarze (także ci niezdecydowani albo natrętni jak on) - to wiem. Ale jeszcze nie spotkałem bajkopisarza który by tak ciągle zmieniał numer telefonu. I nie mam pojęcia dlaczego to robi. Na pewno nie dla jakiś promocji. Próbowałem się zastanawiać czemu się tak dzieje ale nie mam przekonującej hipotezy.

Cóż, jedyna zaleta takiego rozwiązania jest taka, że za kolejnym razem znów się na niego natnę, bo nie będę kojarzył jego numeru ;-)

środa, 3 lipca 2013

Bajkoadam

I kontynuacja wątku potomków Hansa Christiana Andersena. Ale on pisał przepiękne baśnie, zaś oni - głupie bajeczki. I te bajki wkurzają najbardziej wtedy gdy się poznaje chłopaka, a raczej szuka nowego chłopaka. Człowiek jest nastawiony na poznanie rzetelnych ludzi, a nie opowiadaczy niestworzonych, choć bardzo miłych historyjek.

Poznałem na czacie Adama lat 23 z Warszawy. Znów mój ulubiony znak zodiaku - skorpion. I wydawało się, że chłopak szuka dokładnie tak samo jak ja, ma podobne potrzeby emocjonalne i uczuciowe. Ale tym razem trafiłem na subtelnego bajkopisarza. Opisywany wczoraj Marek był bajkopisarzem jawnym, pisał bowiem różne opowieści dziwnej treści w rozmowach ze mną. Adam tak nie postępował. nawet zadzwonił do mnie aby usłyszeć mój głos i chwilę pogadać. W czym więc tkwi istota jego bajkopisania?

Przede wszystkim w tym, że nie zostawił do siebie żadnego kontaktu - maila, GG, a telefon miał zastrzeżony. Nie pokazał żadnego zdjęcia czy profilu. Taka jednostronna komunikacja jest podejrzana. Owszem, kilka razy w ciągu dnia do mnie zagadywał na czacie, niby komputer był zajęty przez kogoś innego. Może i miał chęć się spotkać, tak jak to deklarował, ale ze spotkania nic nie wyszło. W sumie to bez znaczenia czy pisał bajki, czy miał szczerą wolę się spotkać, ale mu się nie udało. 

Liczy się bowiem efekt a nie jedynie niespełnione chęci ;-)

wtorek, 2 lipca 2013

Bajkomarek

Gdy już zaczynam znowu szukać chłopaka, dostaję od czata okropny "prezent" - wspaniałego bajkopisarza. Gadałem z nim początkowo jak urzeczony. Jaki to wspaniały chłopak. Ale stopniowo zaczęły rosnąć wątpliwości. I potem coraz więcej rzeczy wskazywało na to, że jest zwykłym bajkopisarzem.

Po pierwsze - nie uwiarygodnił się. Nie miał zdjęcia, choć opowiadał o tym ile zdjęć zrobił mu były facet. Nie miał profilu. Nie podał telefonu ale jedynie GG. A na tym GG maiłem go już zapisanego - zatem gadałem z nim wcześniej i jakoś nie wyszło. To daje do myślenia. A poza tym zaczynał się rozpisywać na różne tematy, fantazji seksualnych, swojej mamy, tego jak całował się przy niej ze swoim facetem. Dziwne trochę, takie otwieranie się.

Jakoś chciał się spotkać, ale zarazem nie miał odwagi aby się konkretnie umówić. Niby chce zostać całą noc i nagle pisze, że późno już. A następnego dla gdy nie było żadnych przeciwwskazań aby się spotkać - nagle mi pisze, że jednak nie pasujemy do siebie. Głupia, rozpaczliwa zagrywka idioty który potrafi tylko pisać, a który nie ma już innej możliwości aby odmówić spotkania. Ale moja intuicja już go wcześniej skreśliła, więc mnie nie zaskoczył.

Tym razem zablokowałem go na GG - będzie spokój na przyszłość :-)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Cichy koniec

22 marca 2013
No to uzyskałem moje symboliczne zakończenie. A raczej punkt, który można tak symbolicznie interpretować. I wracam do innego punktu - punktu wyjścia. Ale w tym zakresie mam już praktykę i procedury. Szkoda tylko, że wracam w momencie gdy bardzo potrzebuję stabilizacji...

A wydawało się, że wszystko wali się na głowę - organizacyjnie i finansowo. Kolejny czynsz do zebrania plus oplata za prąd. A tu mieszkam sam, współlokatora niema (i nadziei na jego udział), nie mam też chłopaka - realnie u siebie. Nie mam też z nim satysfakcjonującego kontaktu, wsparcia moralnego. A teraz robi status "wolny" na profilu. To jeszcze nie musi o niczym świadczyć - miał taki statu gdy zaczynaliśmy związek. I wymusiłem na nim zmianę. Fakt faktem, że takiej zmiany, gdy się z kimś zaczyna związek, nie powinno się wymuszać, ona powinna być robiona z własnej inicjatywy.

Postanowiłem więc że jest to cichy koniec naszego związku, ale nie jest to koniec oficjalnie orzekany. Daję szansę na unormowanie się sytuacji. Ale sam zmieniam status na swoim profilu na "wolny" i otwieram się na poszukiwanie nowych znajomości. Ale zdjęcie Pawła nadal mam na biurku i na pulpicie w komputerze. Zniknie stamtąd tylko wtedy gdy znajdę kogoś innego. Albo gdy mnie o to poprosi sam.

Dobrze, że spodziewałem się tego od dawna - więc przynajmniej mnie to nie zaskoczyło. I bylem psychicznie gotowy na kolejne szukanie :-)