środa, 31 października 2012

Obrączki 8.0 out

29 maja 2012
I pozbyliśmy się kolejnej pary obrączek, ósmej, oraz bransoletek z nimi zamówionych. Wszystkie z dedykacją od Kuby dla Maćka i na odwrót. Ale Kuby już nie ma. A mój chłopak ma na imię Rafał. Więc imię na obrączkach nijak nie pasuje. Ale - jak się okazuje - można zrobić dzięki nim trochę dobra w tym złym świecie :-)

Para z okolic Pleszewa bardzo chciała mieć jakieś obrączki a nie było ich na nie stać. Już ze dwa miesiące temu dałem im znać, że mam obrączki do oddania. Ale czekałem z obrączkami na wyjaśnienie się sytuacji - a nuż poznam innego Kubę. Ale nie poznałem. Więc wsadziłem obrączki i bransoletki w kopertę bąbelkową, napisałem liścik który obaj z Rafałem podpisaliśmy i wysłałem. Oto jak wyglądały przed wysyłką:

Umówiłem się z nimi tak, że kiedy przesyłka do nich dojdzie to mi doładują za 10 złotych numer z Orange. Chcieli bowiem wysłać mi znaczki, ale to niepotrzebny koszt przesyłki. Wolę mieć doładowany telefon, to się przyda bardziej. A obrączki i bransoletki im się przydadzą. Poproszę ich tylko o wysłanie zdjęcia z nimi, aby mieć satysfakcję, że im pomogłem i że są szczęśliwi.

Jedne obrączki się gubi, inne traci lub wyrzuca - a te wysłaliśmy do innej pary :-)

wtorek, 30 października 2012

Niedyskretny związek

29 maja 2012
Miałem rozmowę z chłopakiem o nicku "związek 25" na czacie. Nick oczywiście sugeruje szukanie związku, czyli relacji uczuciowej, wspólnego życia i tak dalej. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ów chłopak zagadał do mnie nie na nicku indywidualnym, ale na nicku naszej pary. Czyli szukający związku zagadał do pracy - i to bynajmniej nie szukając związku trójkątnego z parą. To czego on naprawdę szuka? Związku czy seksu grupowego?

Okazało się, że nie ma nic przeciw seksowi. A więc to jego szukanie związku jakoś dziwnie wygląda. Ale najgorsze było to, że jest dotknięty typową dla czata i GG chorobą wściekłych rozmów. Polega ona na tym, że rozmówca nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo jest wścibski i niegrzeczny zadając pytania drugiej stronie, o rzeczy osobiste lub intymne - albo banalnie głupie.

Ludzie wypytują o informacje, które do niczego nie są im potrzebne, zaś zachowują się co najmniej jakby byli ankieterami GUS-u. Chcą wiedzieć wszystko, a z tych informacji nie wynika dla nich żaden praktyczny pożytek. A na dodatek nie potrafią rozmawiać o rzeczach normalnych, ciekawych, tylko kierują od razu do drugiej osoby swoje szczegółowe wypytywanki. Więc poradziłem temu chłopakowi aby się nie mieszał w cudzą prywatność.

I faktycznie się już nie mieszał - zamknął okno rozmowy ;-)

poniedziałek, 29 października 2012

Spontaniczny plan

25/26 maja 2012
Zatankowałem na stacji benzynowej Łukoil bo cena tam była zaskakująco niska, jak to na Łukoilach bywa. Miałem większą cześć baku, ale chciałem mieć dotankowany na spokojnie do pełna. I Rafał napisał mi SMS z propozycją abym zanocował w okolicy. Dzięki temu jutro się zobaczymy przed jego szkołą, a poza tym jeśli by się okazało że w następny weekend nie ma zajęć, to Rafał ze mną wróci od razu w niedzielę do Warszawy.

Więc zasnąłem w samochodzie na stacji. Było dość trudno, podłożyłem sobie kamizelkę jako poduszkę pod głowę, a przykryłem się ortalionową kurteczką. Uchyliłem nieco szyby w tylnych oknach, bo spałem na tylnej kanapie, dzięki czemu już mi samochód od środka nie zaparował. I jakoś przespałem się. A rano zacząłem układać listę rzeczy do wożenia w samochodzie na wypadek kolejnego awaryjnego spania :-)

Spotkaliśmy się rano. Rafał z zeszytem matematyki w ręku, ucząc się do sprawdzianu. Potem się okazało, na złość, że tego sprawdzianu jednak nie było. I spędziliśmy dwie godziny, a potem musiałem go odwieźć do szkoły. I pojechałem do, tym razem czynnego, McDonalda na śniadanie. A kiedy wsiadałem do auta, akurat przyszedł od Rafała SMS z informacją, że niestety ma zajęcia w kolejny weekend. Zatem nie zabiorę go do Warszawy i mogę - niestety - jechać.

Przynajmniej jechałem w miarę wypoczęty i za dnia :-)

niedziela, 28 października 2012

Żuczek

25 maja 2012
Zawiozłem Rafała do jego miasta. Czyli 430 kilometrów od Warszawy. Nawet więcej, bo pojechaliśmy około 30 kilometrów dalej aby spotkać się z jednym z jego byłych, bardzo sympatycznym facetem. zaprosiliśmy go do Warszawy na kilka dni. Ale to dopiero w wakacje, bo Rafał teraz będzie dłuższy czas u siebie, ma bowiem sporo nauki do kilku egzaminów jakie na niego czekają do zaliczenia roku w szkole zaocznej.

Na miejscu byliśmy o 22 i dobrze, bo Rafał chciał dyskretnie po ciemnu przejść. Ale niestety na "straży" stał tam Żuczek, żul z okolicy, a Rafał nie chciał się koło niego przeciskać z psem i bagażami, aby nie było ciekawskich pytań, a może i jakiejś agresji. Więc wrócił do samochodu i pojechaliśmy. Najpierw do McDonalda kilka kilometrów dalej. Ale już był nieczynny. No to wróciliśmy. Pojechaliśmy na to samo miejsce, ale Żuczek był na posterunku. Musieliśmy zawrócić i wyjechać. Odczekaliśmy w samochodzie i znów pojechaliśmy - i znów Żuczek był tam, gdzie go być nie powinni ;-)

Zamieniliśmy się miejscami i Rafał wjechał jako kierowca w boczną uliczkę. Tam go wysadziłem i upewniłem się że w domu wszystko jest w porządku. Nie chodziło o Żuczka, ale o rodzinę z którą Rafał mieszkał. Bo gdyby go z jakiegoś powodu mieli wyrzucić na bruk, to zabrałbym go od razu z powrotem do Warszawy. Ale nie wyrzucili go, więc pojechałem sam.

I zapewne nie zobaczę Rafała przez co najmniej dwa tygodnie :-(

sobota, 27 października 2012

Kuba nam zmartwychwstał

Nasz ukochany Kuba nie żyje! A przynajmniej tak napisano (a może napisał) o nim (albo o sobie) na jego profilu na Facebooku. I co najciekawsze, nikt się specjalnie tym jego "umarciem" nie przejął. Dwie osoby napisały mu komentarze w stylu "puknij się w czoło". I w sumie chyba podziałało, bo kilka dni później już nie było tej rozkosznej notki.

Kuba nie po raz pierwszy dał się poznać jako, mówiąc elegancko, konfabulator. On już konfabuluje do tego stopnia, że nikt - łącznie z nim samym - nie łapie się na to co jest prawdą, a co fałszem. Zapewne nawet Sherlock Holmes do pary z doktorem Watsonem by nie byli w stanie wszystkiego rozwikłać. Nawet przy wydatnej pomocy Herculesa Poirot.

Na razie Kuba zmartwychwstał. To on napisał notkę. Ale może będzie kiedyś taki moment, że Kuba  faktycznie umrze - podobno ma krwiaka w mózgu, który mu naprawdę zagraża, ale ja już nie do końca w to wierzę - a nikt nie przejmie się tym, bo będą myśleli że to żart. Póki nie zobaczą zdjęcia trumny na facebookowym profilu.

Kuba, przyhamuj z okłamywaniem póki możesz bo potem będzie za późno ;-)

piątek, 26 października 2012

Poprawka z geometrii?

22 maja 2012
Pojechaliśmy do Toro i zastaliśmy tam tylko jednego faceta, do którego się przysiedliśmy do stolika na dworze. W samym klubie nie było nikogo a DJ grał sobie a muzom. Pogadaliśmy z nim o życiu. Ciekawie się z nim rozmawiało. A potem postanowiliśmy zaprosić go do domu na seks grupowy.

Facet miał tyle lat co ja - mniej więcej - i dlatego bylem dość sceptyczny w chęci pójścia z nim do łózka. Na razie więc zajął się nim Rafał. I trafił jak z deszczu pod rynnę, bo facet miał jurny temperament. Ruchał Rafała ze trzy razy i ciągle nie mail dosyć. A ja przestałem mieć ochotę na seks z nim, choć już byłem bliski dołączenia się. Więc formalnie to nie był seks grupowy, ale seks w grupie - jeśli to tak można nazwać.

A potem musiałem wymyślać sprytny sposób aby się tego faceta pozbyć, bo Rafał już nie miał ochoty być ruchany po raz czwarty, piąty czy szósty. A nocy jeszcze trochę zostało. Nie powiem jaki to sposób, aby go nie zdradzić i by mógł nam służyć w przyszłości. Dodam tylko, że wszyscy trzej ruchaliśmy się (tym razem dosłownie) biegiem na przystanek autobusowy, aby nasz gość zdążył na nocny. I dzięki temu biegowi zdążył. Bo inaczej trzeba by go albo zostawić, albo zabawiać rozmową, albo wrócić do domu na kolejne ruchanie w dupę :-)

Czasem trzeba się ruchać biegiem aby unikać ruchania na łóżku ;-)

czwartek, 25 października 2012

Nauka geometrii

15 maja 2012
Postanowiliśmy się nauczyć wspólnej geometrii. Czyli po prostu zabawić się w trójkącie - seks grupowy. Na luzie i bez fałszywych deklaracji, że tylko my jesteśmy w seksie ze sobą. Seks jest dla ludzi, czemu nie uprawiać go z tymi,  z którymi go chcemy uprawiać? Na przykład z przyjaciółmi.

Wybraliśmy na spróbowanie jakiegoś 28-latka z czata. To taki zabawny kompromis wiekowy - ja wolę zdecydowanie młodych a Rafał zdecydowanie dojrzałych. I dlatego jesteśmy ze sobą. Ale w tym przypadku było to z kimś nieznajomym - zatem wiek jego się mógł liczyć. Co innego gdyby robić seks grupowy z jakimś przyjacielem, wtedy liczy się to że się z nim przyjaźnimy i wynosimy tę przyjaźń na intymny poziom - a nie jest ważne ile przyjaciel ma lat.

Było nawet całkiem fajnie. Zerżnął nas obu. Anal mnie aż tak bardzo nie podnieca, ale co innego być rżniętym i tylko tyle - a co innego gdy się całuje z ukochanym chłopakiem, gdy ktoś inny mnie rucha. To jest miłość do chłopaka, a do tego niewielki analny bonus od osoby trzeciej ;-) Ale zboczuchy z nas się zrobiły :-)

Najważniejsze jednak w seksie grupowym jest to, że uprawiać seks można z wieloma - ale kocha się tylko jednego :-)

środa, 24 października 2012

Nasza Jaśnie Fochowatość

maj 2012
Rafał jest zodiakalnym lwem, a więc władczym i królewskim znakiem zodiaku. Złotym znakiem. A ja jestem tylko skromnym rakiem, czyli znakiem intuicyjnym. I delikatnym. I srebrnym. Bo moim kolorem jest srebro (a planetą Księżyc) gdy kolorem lwa jest złoto (i oczywiście Słońce jako patron). I cała ta astrologiczna paplanina jest wprowadzeniem aby zrozumieć, albo nie zrozumieć, nasze zachowanie się wobec siebie.

Lew powinien być władczy i królewski, zaś rak lubi strzelać fochy. I faktycznie, strzelam fochy często, jestem obrażalski i lubię podejmować złe decyzje pod wpływem impulsów. Bywało, że wkurzałem się i zostawiałem chłopaka na lodzie idąc sobie gdzieś, na przykład zostawiałem Kubę ze znajomymi w klubie i wracałem do domu. Miałem też chłopaka raka (też Rafał mu było na imię) i fochowaliśmy się wzajemnie jak to raki potrafią.

Ale najdziwniejsze jest to, że z Rafałem też mamy obustronne fochy. Staram się to rozpracować, aby dociec ich przyczyny i zapobiec ich negatywnym skutkom. Obaj się zacinamy w tych fochach. I co gorsza negatywnie się podkręcamy. Jeden strzeli jakąś uwagę, a drugi się nakręca dzięki niej - i gotowe obrażenie się na siebie. No i fochamy się na siebie. Ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ja nie czuję do Rafała złości mimo tego fochania się. To jest coś unikalnego.

Fochanie się wiąże się bowiem, albo raczej do tej pory wiązało, z pewną złością do osoby, na którą się focham. A w przypadku Rafała nie ma takiej sytuacji. Dawniej fochając się byłbym skłonny do wybuchów złości, mówienia podniesionym głosem, denerwowania się. A przy Rafale nie mam takich tendencji, mówię spokojnie (w moim przekonaniu przynajmniej). Nie wkurzam się na niego. I to mnie właśnie zastanawia. 

Czy aby nie na tym polega miłość? Że się kogoś kocha i jest dla niego spokojnym, mimo tego strzelania fochów?

wtorek, 23 października 2012

Perełka

13 maja 2012
Wracamy do Warszawy z Rafałem, jedynie po weekendowym jego pobycie w szkole zaocznej. Ale tym razem jedzie z nami Perełka. Kochany towarzysz Rafała, i teoretycznie o niego (a raczej o nią) mógłbym być zazdrosny. To malutki york, niewiele większy od świnki morskiej. Rafał nawet nie wyprowadza go na dwór więc pies sika i robi kupę w domu - ale ma tak małe bobki, że nie jest problemem je sprzątać. A jak nasika to też niczym z naparstka ;-)

Zatem mamy ożywienie w domu a zarazem trzeba uważać pod nogi bo tak małego pieska można zadeptać przez nieuwagę. Szczególnie gdy śpi na łóżku na swojej poduszce obok Rafała. Ale jak rozkosznie wygląda, gdy suczka nas wita po nieobecności, szczekając w swój niepowtarzalny sposób. Nie potrafię nawet tego szczekania opisać, ale jest to coś bardzo fajnego. Nie wygląda to jak szczekanie, ale jak jakieś beczenie owcy może.

I najważniejsze, że to nadaje nowego wymiaru żartom jakie sobie kiedyś, w czasie znajomości z Kubą jeszcze, robiłem z reklamy z Beatą Tyszkiewicz. Zapytywałem bowiem, wywołując nieodmiennie śmiech, czy ja tu byłem z pieskiem, czy bez pieska?

Ano, teraz byłem z pieskiem :-)

poniedziałek, 22 października 2012

Obrączki 1.0 out

19 maja 2012
Poszliśmy do Toro w całkiem niezłym składzie, a ściślej mówiąc spotkaliśmy się tam w takim składzie. I mocny, poza samym składem, był też udział alkoholu, bo napiliśmy się i przed wejściem, i w klubie. Ja mam zawsze na tyle dobry humor, że nawet gdy się wygłupiam na trzeźwo, to pytają mnie jakiego mam dilera. A tym razem i bez dilera się obeszło, bo się bawiliśmy i upiliśmy.

I w czasie palenia fajek w palarni Rafał zobaczył, że nie ma obrączki, a chodziło o tę z pary pierwszej, bursztynowej. Czyli ciężkiej, srebrnej z bursztynowymi wkładkami. Szukałem tej obrączki w palarni, gdzie miała wypaść, ale nie znalazłem. Rafał mówił, że może jest na drugim krańcu, gdzie siedzą ludzie, ale wątpię czy by się aż tam zatoczyła. W sumie nie odnalazłem jej. A kiedy wychodziliśmy z klubu cisnąłem swoją na bruk. W geście głupoty, solidarności czy złości :-)

I tak pozbyliśmy się pierwszej, najstarszej i najdroższej (po około 100 zł za sztukę) pary obrączek. Ale z drugiej strony to są obrączki najbardziej pechowe - widziały wszystkich chłopaków mojej ery nowożytnej i jakoś szczęścia mi do ich poznawania nie przyniosły. Może więc lepiej, że się ich w taki sposób pozbyliśmy?Następnego dnia załatwialiśmy sprawy na mieście i zajechali pod Toro aby poszukać mojej obrączki na bruku - ale oczywiście już jej nie było.

Może teraz komuś innemu będzie przynosić pecha? ;-)

niedziela, 21 października 2012

Za pieniądze

Złośliwie napisany temat na niedzielę, czyli dzień wolny od pracy. Postanowiliśmy z Rafałem razem zarabiać na niszowych usługach. Związane to jest z komputerami ale nie mogę napisać nic więcej, bo szybko by nam podkradziono klientów. Nikt na to na razie nie wpadł i chcemy się na tym trochę dorobić zanim ktoś to nam ukradnie :-)

Nie chodzi tu jednak o to co to za praca, ale o to, że zaczynamy tas szybko myśleć o zarabianiu. A nie, jak w przypadku poprzednich chłopaków, niemrawo o tym się mówi miesiącami. Tutaj mamy do czynienia z szybką, konkretną akcją. Jest pomysł i jest jego realizacja. Oczywiście rynku, cen i zakresu usług się będziemy dopiero uczyć - ale w tym też jest coś bardzo fajnego, bo robimy coś razem i dla siebie.

I to jest w tym wszystkim najbardziej optymistyczne, a zarazem wynosi związek z Rafałem na znacznie wyższy poziom, niż wszystkie moje dotychczasowe znajomości. Oby tylko była to już ostateczna miłość, a nie kolejna wyższa przymiarka, bo na takie wyższe przymiarki nie mam już siły. W obecnej chwili potrzebuję najbardziej stabilizacji finansowej, aby moc myśleć o miłości. Ale z drugiej strony miłość jest mi potrzebna aby mnie do pracy zmotywować.

Wydawało się to błędnym kołem, niemożliwym do ruszenia, ale właśnie chyba zostało ono pozytywnie przerwane ;-)

sobota, 20 października 2012

Za dobrą monetę

11 maja 2012
Szedłem jak co dzień rano do dziecka aby je odprowadzić do szkoły. I na chodniku znalazłem skromne 10 groszy. Ale poratowałem to jako znak na szczęście. I zabrałem je nie wkładając do portfela, ale osobno. A po powrocie postanowiłem wstawić to do portfela do przezroczystej kieszonki. I przy okazji znalazłem w portfelu imprezowym monetę 2 złotową ze znakiem polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej, wydaną nam w Toro. Zabrałem się więc za ustawianie szczęścia :-)

Miałem w portfelu już dwie monety na szczęście. Pamiątkowe 2 złote z Janem Pawłem II wydane kiedyś w barze w Olecku, gdy byłem tam z moją rodziną. I było tam 50 groszy, które musiało mieć jakieś symboliczne znaczenie, ale nie pamiętałem już jakie i z kim było związane. Zatem wróciło ono do portfela. A na jego miejsce powędrowała pamiątkowa unijna dwuzłotówka oraz owe 10 groszy z chodnika. 

Mam nadzieję, że to jest znak, że będziemy mieli z Rafałem pomyślność materialną, której zresztą teraz mi najbardziej potrzeba, bo jestem w ciężkiej materialnie sytuacji. Nawet już bardzo ciężkiej. I potrzebuję nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim nadziei na poprawę tej sytuacji. Bo gdy jest nadzieja, to można wiele znieść i i wiele wypracować.

W klimacie nadziei można bowiem wypracować wszystko ;-)

piątek, 19 października 2012

Zbyt głębokie myśli

10 maja 2012
Mieliśmy dziś niezłą jazdę z Rafałem. Starliśmy się bardzo ze sobą - a to wszystko z powodu moich za głębokich myśli. Otóż każdy człowiek ma zbyt głębokie, a co za tym idzie głupie myśli. Czasem zbyt głupie aby je pozywać innym. Moje były głupie, ale nie jakieś szczególnie kompromitujące. Powiedziałem Rafałowi o moich myślach samobójczych.

Nie są to myśli samobójcze wprost - to znaczy zastanawianie się nad tym jak i kiedy popełnić samobójstwo. Ale jest to branie pod uwagę możliwości samobójstwa, gdyby życie stworzyło taką sytuację, w której poczułbym się po prostu bez innego wyjścia. Ale już takie rozważanie wariantowe może kogoś drażnić. I mogę w oczach tego kogoś wyjść na niepoważną czy niestabilną emocjonalnie osobę.

W przypadku Rafała moja otwartość przeszła wszelkie wcześniej wyznaczone granice i powiedziałem mu o pewnych sprawach, których nie poruszałem w rozmowie z żadnym innym chłopakiem. To znak, że ten chłopak zasłużył sobie na taką otwartość - a więc jest kimś wyjątkowym dla mnie. Ale z drugiej strony mogła to być dla niego czerwona płachta na byka. W sumie tak się posprzeczaliśmy, że Rafał prawie się zdecydował wyjechać ode mnie natychmiast. I już dzwonił do kogoś aby go zabrał z Warszawy, wobec tego kogoś więc wyszedłem na głupka. 

Ale na szczęście to było tylko przesilenie. Miłość wszystko zwycięża :-)

czwartek, 18 października 2012

Darksex

4 maja 2012
Dziś nastąpiła także premiera czegoś czego poprzednio nie robiłem z chłopakami w klubie. Po prostu zaszliśmy sobie do darkroomu w Toro i kochaliśmy się tam z Rafałem. Robiłem mu loda. W samym robieniu loda nie ma nic porywającego, lód jak lód - taki mały kawałek Arktyki w naszym życiu. Ale ten lód był szczególny, bo niczym w ciemności nocy polarnej odprawiony - w darkroomie ;-)

Przy okazji, pokazało się, że warto być w parze. Bo gdy ja robię loda i mam usta zajęte, to mój chłopak może powiedzieć nieopatrznie wchodzącym do kabiny magiczne słowo "zajęte". Coś podobnego jak w przypadku toalety, ale tam się korzysta raczej przy świetle, a tu w ciemności. I także jest coś ciekawego w tym jak sprzątająca darkroom obsługa omiata nas snopem światła z latarki.

To było na pewno nowe i ciekawe doświadczenie. Coś wyluzowanego, miłego, radosnego i przede wszystkim spontanicznego. Nie chodzi o wytrysk, bo akurat nawet go nie było. Ale o luz i bycie razem. W tym miejscu, które można nazwać świątynią gejowskiej rozpusty, byliśmy razem

To to razem jest najważniejsze :-)

środa, 17 października 2012

Stare Miasto inaczej

6 maja 2012
Umówiliśmy się z jednym kolegą na Starym Mieście na Placu Zamkowym. Przyjechaliśmy tam ciut po czasie, ale i tak byliśmy pierwsi. I czekamy. A jest zimno, wieje wiatr - a Rafik nie ma żadnej kurtki i tylko cienki sweterek na sobie. Nie jest też najcieplej. A kolega się nie odzywa. Mówiąc po gejowsku - chujnia :-)

Przeszliśmy się po Starym Mieście i gdy zamykaliśmy koło dostaliśmy SMS od tego chłopaka - z informacją, że zaspał. A Rafik w tym czasie zdążył się już zaziębić. W samochodzie było mu lepiej, ale potem  w domu rozchorował się. Gorączka prawie 40 stopni, wyczerpanie. Opiekowałem się nim i przeklinaliśmy wyjechanie na spacer bez kurtki czy dodatkowego swetra.

Dwa dni mieliśmy smutne i schorowane, ale nie bylem z tego powodu nieszczęśliwy. Na swój sposób wręcz odwrotnie - bo mogłem się opiekować moim chłopakiem i to dawało mi radość. Choć, oczywiście, wolałbym się nim opiekować w jakiś znacznie przyjemniejszy sposób ;-)

Jak się okazuje, nawet gejowski spacer potrafi prowadzić do choroby ;-)

wtorek, 16 października 2012

Toro inaczej

4 i 5 maja 2012
Pojechaliśmy do Toro już nie na karaoke ale na imprezę. Niby wszystko tak samo jaki dwa miesiące temu, gdy też bywaliśmy na imprezach - ale jednak zdecydowanie inaczej. To nie było takie samo chodzenie do Toro. Bo też byliśmy tam teraz jako para a nie dwie osoby, parę de facto udające. To tak jak astronomiczny efekt projekcji na niebie - dwie gwiazdy wydają się być w tak zwanym układzie podwójnym, ale faktycznie są bardzo od siebie odległe i jedynie na niebie wyglądają jak bliskie sobie ;-)

Praktyczna różnica pomiędzy parą rzeczywistą a udawaną jest bardzo prosta. Para chodzi praktycznie zawsze razem. Nie rozdziela się. Trzyma się za ręce, splecionymi dłońmi (uchwyt zakochanych) w czasie przechodzenia z pomieszczenia do pomieszczenia, a szczególnie w czasie przedzierania się przez pełen tańczących parkiet. Para często się całuje lub przytula. Pali papierosy razem - przekazując je z rąk do rąk. Para w czasie tańca patrzy głownie na siebie, rzuca sobie ciepłe spojrzenia. I para czuje po prostu, że jest razem.

W takim przypadku zawsze można sobie zadawać pytanie czy to bycie razem będzie trwało - najlepiej w nieskończoność, - czy też zakończy się za tydzień, miesiąc czy rok. Wśród gejów związki przeważnie nie trwają długo, chyba, że ludzi łączą naprawdę wspólne pasje, potrzeby życiowe czy też potrzeby serca. Ważne aby po prostu było cały czas poczucie sensu takiego związku - a wtedy wszystko może się dalej układać szczęśliwie.

Nowe imprezowanie w Toro - i może nowo układane życie :-)

poniedziałek, 15 października 2012

Pocałuj misia w dupę

Miałem jakiś czas temu zabawną rozmowę na czacie. Zagadałem osobę szukającą misia - na szczęście nie mam już w sobie za wiele misia, ale jeśli patrzeć na misia jako na kogoś z ciepłym charakterem, to jestem nim na pewno. I przywitałem się z tą osoba - a on napisała "a teraz pocałuj mnie w dupę".

Pocałować nie moglem, bo nie było się jak schylić - ale humor poprawił mi się od razu. A potem zacząłem się zastanawiać. Może to był cytat zainspirowany słynnym "a teraz drogie dzieci pocałujcie misia w dupę". Może też ktoś szukał misia, ale sam był nie w moim typie - kiedyś go olałem - a teraz on z radości mnie olał. Trudno, zasada wzajemności ;-)

W sumie taka mała złośliwość, a jak cieszy. Promyk humoru na początek smutnego i nudnego czatowego dnia. Powinno być więcej takich perełek, wtedy świat może byłby lepszy. A póki co musimy mieć tę bajkową lepszość w dupie i polegać na amatorskim, choć czasem bardzo trafnym, humorze...

A zatem - misie do szukania, a geje do całowania (w dupę) ;-)

niedziela, 14 października 2012

Wiązanka

Czasem, nawet częściej niż czasem, jestem zajęty przy samym komputerze lub poza nim i przez jakiś czas - kilka a nawet kilkanaście minut nie mogę odpisać komuś w czasie rozmowy prowadzonej na Gadu-Gadu. I czasem bywa że osoba po drugiej stronie się denerwuje. Miałem taką rozmowę niedawno. gdy nie odezwałem się do rozmówcy, bo nie było mnie po prostu przy komputerze - to po powrocie zobaczyłem taką oto wiązankę: kurwa odpiszesz wreszcie pizdo jebana :-)

Nie byłoby może nic w tym na tyle ciekawego aby umieszczać i upamiętniać tę rozmowę na blogu. Ale ciekawy jest jej dalszy przebieg. Oczywiście podsumowałem rozmówcę, w tak zwanych krótkich żołnierskich słowach i zasugerowałem mu aby mnie nie obrażał. na to mój rozmówca zapytał jak ma znaleźć chłopaka. A więc prosi o poradę. Okej. Zapytałem go o wiek, aby na tej podstawie móc ustalić jakie rodzaje poszukiwań byłyby dla niego najlepsze.

Najlepszy okazał się jednak jego wiek - otóż kolega ma 16 (słownie: szesnaście lat). Nie dziwi mnie to, bo często mnie 16-latkowie zagadują. Ale zabawnie wygląda soczysta wiązanka od niego w połączeniu z tak, wydawałoby się niewinnym, wiekiem. Ale świat widać idzie do przodu i standardy się obniżają ;-)

Ciekawe czy poziom samej wiązanki się obniżył w ciągu ostatnich lat ;-)

sobota, 13 października 2012

Anatomia "głupiej miłości"

Gadu-Gadu jest kopalnią kretyńskich rozmów, ale często są to rozmowy kretyńskie prowadzone pod płaszczykiem, mocno nadętym, powagi. Miałem jakiś czas temu taką rozmowę. Rozmówca zapytał od razu czy mam ochotę na seks, a ja mu odpisałem, że szukam związku. Zresztą podobnie odpisał ówczesny autoresponder. Rozmówca napisał "okey" ale od razu zapytał "a sex?". Wiadomo było co mu tylko w głowie ;-)

Okazało się, że ma 18 lat - raczej więc wątpliwe czy w tym wieku ma praktyczną możliwość zamieszkania z kimś razem. Pomijam już kwalifikacje emocjonalne, bo jednak niektórzy osiemnastolatkowie je posiadają. Gościowi to wszystko pasowało - życie razem. Tyle, że on po prostu nie widział co to jest życie razem - jemu to się wszystko układało w głowie we wspólny seks

I o seksie zaczął pisać. Że bym go całował i lizał i jechał ostro. Cale życie, całe uczucie i cały związek to po prostu tylko całowanie, lizanie i ostra jazda. Czyli związek i życie razem to seks. Proste, łatwe do zapamiętania - jakby powiedział kapitan Jack Sparrow. Tyle, że dla mnie nieco za proste. I poleciał ban. Po co mam się użerać z tym "upraszczakiem" po raz kolejny?

W sumie on chciał aby go ostro wyruchać - a ja go tylko ostro wybanowałem ;-)

piątek, 12 października 2012

Uniwersalna palcówka

Palcówka kojarzy się gejom jednoznacznie. Wiadomo co się wkłada i gdzie. A ja znalazłem prawdziwie internacjonalistyczne i interorientacyjne zastosowania dla - jak mawiają - Towarzysza Palucha, pierwszego zastępcy Członka. Chociaż, aby być szczerym, mam te zastosowania nie do jednego, ale do wielu palców, i to często nie jednej ręki :-)

Nie lubię wulgarności w życiu. W seksie ją uwielbiam - ale dlatego, że jest przeze mnie odbierana jako nośnik ponadnormatywnej emocjonalności. I ta emocjonalność mnie kręci, nie wulgarność jako wulgarność. Ale też życiowej nie lubię, bo jak każdy kto nie jest człowiekiem z marmuru lub żelaza mogę nią sam nasiąknąć w wulgarnym otoczeniu. A takie otoczenie - zdarza się - przemieszkuje czasem u mnie w domu. Pomimo systemów wczesnego wykrywania prostactwa, które stale ulepszam.

I właśnie z kumplem wpadliśmy na pomysł jak punktować takich "maniaków interpunkcyjnych", bo wiadome słowo na "k" jest przez nich używane jako przecinek. Wystarczy, w czasie gdy tamci wstawiają swoje przecinki, zliczać ich użycie na palcach ręki. Najlepiej pokazujące wynik zainteresowanemu - oczywiście wtedy, gdy on już wie co to znaczy. Zakładamy przy tym elementarną inteligencję bierną u danej osoby, co często jest zbyt optymistyczne :-)

Tak naprawdę, to najlepiej byłoby nie zliczać takich przypadków osobowych, bodaj na jednym palcu ręki ;-)

czwartek, 11 października 2012

Run Lola Run

Już nie pierwszy raz zabieram się do zagospodarowania jakiejś muzyki po roku czy dłuższym czasie. Ośmiopłytową dyskografię Kraftwerk rozpakowałem po ponad roku od momentu jej zakupienia. Ale płytę z soundtrackiem z filmu "Run Lola Run" miałem od jakich 13 lat - a dopiero niedawno zdecydowałem się wrzucić wszystkie utwory do iTunes na moim Macu. Do tej pory miałem jedynie dwa z nich - ponazywane zresztą przeze mnie. Teraz postanowiłem to zrobić profesjonalnie. 

Znalazłem w necie informację na temat utworów, więc moglem ponazywać je tytułami. I dołączyć do nich okładkę płyty aby wszystko było estetycznie. Jedyne co może mnie martwić to fakt, że ponieważ wykasowałem stare utwory z iTunes, to liczniki ich odtworzeń mi przepadły - ale miałem tam niewiele odtworzeń, mniej niż 300.

Przynajmniej teraz wiem, że licznik odtworzeń tych piosenek będzie biegł już ostatecznie. Tak samo było z utworami Kraftwerku zgrywanymi z ośmiopłytowej kolekcji, kiedy po ich zaimportowaniu do iTunes wyrzuciłem prawie wszystkie poprzednie piosenki wraz z ich licznikami odtworzeń.

Trzeba było się zabrać do tej pracy wcześniej ;-)

środa, 10 października 2012

Flitrowanie a la GG

Gadu-Gadu to wspaniałe miejsce do flirtowania. Zagadują mnie ludzie i zaczynają kulturalnie od pytania "co tam?". Nie jest to może pytanie zbyt ciekawe, bo skoro się nie znamy, to czemu interesują się co u mnie? Ale rozumiem, że nie jest łatwo zagaić rozmowę z nieznajomym. A ja przy dobrym humorze pomagam im, pytając kim są i kogo szukają. Mam nadzieję, że to naprowadzi ich na właściwy tor rozmowy.

Tym razem trafiłem na modelową rozmowę tragikomiczną. Najpierw chłopak się przedstawił - w odpowiedzi na pytanie kim jest. Nie miałem na myśli jego imienia zadając mu to pytania - co mi po imieniu, gdy nie wiem kim on jest w sensie "operacyjnym" - na przykład młodym gejem, starym bi, osobą po nieudanym związku etc. W zasadzie oba pytania - o to kim jest i kogo szuka - traktuję jako jedno. Chodzi mi o to aby dowiedzieć się jaki jest powód jego zagadania do mnie. I tym razem dowiedziałem się, że chce pofiltrować.

Flirt? Czemu nie? Może będzie z tego coś sensownego. Więc zobaczymy na czym flirt polega. I naglę bolesne rozczarowanie - pierwsze pytanie jest o długość penisa. No to temu panu podziękujemy. I tak bylem wystarczająco uprzejmy aby poprosić go grzecznie o inne, mniej kretyńskie pytanie. Ale pan się pożegnał. Widać nie maił mądrzejszych pytań w zanadrzu.

Głupich się nie sieje - sami się rodzą ;-)

wtorek, 9 października 2012

Głowa do góry

Dziś
Zauważyłem ostatnio ciekawe zjawisko. Nie mam kaca. Mogę się napić, mam helikopter, kłopoty z kojarzeniem, jestem w stanie wskazującym. Idę spać, budzę się i - zero smutków. Jeszcze nie mierzyłem dokładnie po jakiej ilości alkoholu nadal nie mam objawów kacowych - zmierzyłem jedynie pojemność używanego przeze mnie kieliszka. Trzeba będzie je policzyć za następnym razem ;-)

Do poznawania kogoś do związku nie jest to może zbyt istotne - bo raczej nie poznaję nikogo przez upijanie się. Ale jeśli druga strona ma ochotę się dobrze napić - to może mieć swoje dobre strony ;-) W każdym razie wychodzę z głowy i zastanawiam się skąd taka wzmocniona odporność na skutki spożywanego alkoholu. Ostatnio schudłem jakie 10 kilogramów - czyżby mój organizm stał się przez to mocniejszy? 

Zawsze wydawało mi się, że im więcej wagi, tym alkohol się bardziej "rozcieńcza" w ciele. Ale przecież kac to chyba nie jest kwestia tego "rozcieńczenia" ale odporności mózgu na działanie procentowego płynu. I może ten mózg pracuje teraz lepiej.

Oby lepsze działanie mózgu przekładało się też na inne sukcesy ;-)

poniedziałek, 8 października 2012

Dziś

Dziś
A dziś będzie wpis o dziś. Idiotyzm jak z Monty Pythona. Ale na moim blogu wcale nie jest to idiotyczne. Od pewnego czasu niektóre posty są zaopatrzone w napisane na niebiesko daty. Tradycja ta powstała, gdy postanowiłem aby o aktualnych wydarzeniach pisać z co najmniej miesięcznym opóźnieniem. To bardzo dobry pomysł. W czasie miesiąca niejeden świetnie zapowiadający się związek ulegał odwróceniu lub zatraceniu. Unikałem więc skoków napięcia - od entuzjastycznego początku do smutnego końca :-)

Niejeden wpis został w czasie pisania bloga zweryfikowany przez czas i niejeden został usunięty przed publikacją. Właśnie dzięki temu, że planowane były z opóźnieniem, które szybko wyniosło kilka miesięcy, bo taki mam zapas napisanych na blogu notek. I taka sytuacja odbiła się czkawką teraz - zobaczyłem bowiem, że mam na blogu dziurę około 10 dni pozbawionych notek. Widocznie kiedyś, po jakiejś życiowej kraksie, wyciąłem notki. A potem zapomniałem ich uzupełnić innym materiałem. 

Uzupełnianie nie jest proste, trzeba by ręcznie przestawiać sto notek jakie są w zapasie - to nie ma sensu. Prościej coś dopisać. I dlatego dopisuję z adnotacją "dziś" na początku. Albo, jeśli temat jest ponadczasowy, bez żadnej adnotacji. 

I tak czasem blog mnie zaskakuje ;-)

piątek, 5 października 2012

Śpiewamy osobno

3 maja 2012
Wieczorem pojechaliśmy do Toro - trafiliśmy na karaoke. W porównaniu do karaoke, na którym byłem około 3 lat temu, te było organizowane na dole. Rafał chciał zaśpiewać i zaśpiewał jakąś piosenkę. Wzięliśmy kolegę ze starej paczki, więc było nas trzech. Ale para inna niż poprzednio z Kubą. Zupełnie inny klimat. Mam chłopaka, z którym mogę się swobodnie przytulić i pocałować. Z którym biorę się za rękę idąc do palarni czy toalety.

Jakaż dramatyczna różnica w porównaniu do znajomości z Kubą, z którym przecierałem szlaki do Toro w "nowożytnych czasach". I oby ta dramatyczna różnica się stale pogłębiała. Na razie do tej różnicy doszła jeszcze jedna, oczywista. Rafałek śpiewał sam, bo ja nie czuję się na silach próbować w karaoke. Więc śpiewamy osobno - to takie zabawne nawiązanie do opisywanego wczoraj wracania razem :-)

Zabawne wydarzenie miało miejsce w czasie tej imprezy. Mój kolega rozmawiał z Rafałem osobno a ja siedziałem w palarni sam i porządkowałem kontakty na telefonie. Rafał podszedł do mnie i powiedział mi, że chłopak siedzący obok mnie podrywa. Zdziwiłem się. Ale potem ten chłopak faktycznie się do mnie przysiadł i zaczął rozmowę. Rafał szybko przybył z odsieczą. W końcu zostawiliśmy go sam na sam z naszym kolegą i poszliśmy do toalety. Zabawne, że zaczynają mnie podrywać w Toro dopiero wtedy gdy mam tak fajnego chłopaka :-)

Ale poza tą drobną różnicą w śpiewaniu naprawdę jesteśmy razem. I to się czuje na każdym kroku.

czwartek, 4 października 2012

Wracamy razem

3 maja 2012
Spacerowałem koło samochodu i w końcu zobaczyłem go jak idzie. Podszedł i przywitaliśmy się. A potem dość szybko odjechaliśmy, aby nie zobaczyli go jacyś potencjalnie wścibscy sąsiedzi. I kogo mam u siebie w aucie? Nicengera. Uśmiechniętego chłopaka o ślicznych oczach i brwiach oraz o zalotnych ustach. Kogoś z kim można miło i ciepło pogadać. I pojechaliśmy z nim do domu.

Zatrzymaliśmy się na jednej stacji aby tam sobie kupić po dwa hot dogi. W toalecie wreszcie mogłem się przyjrzeć Rafałowi od frontu. Spodobał mi się bardzo. Miałem nawet ochotę go pocałować. Ale usta nasze przyjęły parówki z hot dogów, kawę z termosu i colę.  I czuło się sympatię oraz bliskość. Kogoś, z kim coraz fajniej się gada i przebywa. Czyżbym znalazł wreszcie właściwego chłopaka? Ruszyliśmy dalej.

Droga mijała a rozmowa stawała się coraz bardziej życiowa. I zaczęliśmy się zastanawiać czy chcemy być razem, sprawdzić się razem. I doszliśmy do wniosku, że chcemy. A potem zaparkowaliśmy w słonecznym miejscu wśród pól, z burzą grzmiącą i błyskającą w oddali. Postój na papierosa, na resztki kawy w termosie. A potem po prostu zaczęliśmy się przytulać i pocałowaliśmy się. To były takie zaręczyny pod słońcem. Zaręczyny na uczuciowy kredyt, którego sobie nawzajem udzieliliśmy.

Zaręczyłem się z chłopakiem - oby po raz ostatni i szczęśliwy :-)))

środa, 3 października 2012

Przybycie niekontrolowane

3 maja 2012
Droga do Wałbrzycha miała około 430 km z Warszawy. Najpierw przebudowywana gierkówka. Ruch jednym pasem. Słupki pomiędzy pasami. Po drodze ze 2-3 krótkie odpoczynki. Początkowo nawigacja pokazywała przybycie do Wałbrzycha na 6.45. Potem trochę czasu straciłem, trochę nadrobiłem. Rafał kontaktował się ze mną w drodze ale potem poszedł spać. A ja przyjechałem do Wałbrzycha na 7 rano. Dałem mu znać SMS-em że będę o tej porze. A po przybyciu na umówione miejsce zadzwoniłem do niego - ale nie odbierał. Kolejne próby - i nic. Wystawił mnie?

Nie wiedziałem co robić, ale też nie chciałem myśleć zbyt pochopnie. Uciekłem się do typowego dla mnie, i odjechanego w moim stylu tricku. Włączyłem na telefonie pasjansa, który bardzo rzadko wychodził, z prośbą do Boga o wskazanie mi czy mam czekać na tego chłopaka. I pasjans wyszedł! A zatem postanowiłem czekać. I po prostu zastanawiałem się co się stało. Może zaspał? A może dojechałem nie w te miejsce, w które powinienem? Nie na ten dworzec kolejowy? 

Sprawdziłem czy w Wałbrzychu jest bardziej "reprezentacyjny" dworzec i tam pojechałem. Ale nadal nie ma żadnego kontaktu. Chciałem zadzwonić pod numer z którego Rafał oddzwaniał grzecznościowo, ale bałem się że go zdekonspiruję takim telefonem. Znów ułożyłem pasjansa - i znów mi wyszedł! Więc postanowiłem cierpliwie czekać. 

Około 9 Rafał dał mi znać że zaspał. Uspokoiłem się. Okazało się też, że początkowo pojechałem na właściwy dworzec, więc musiałem się teraz wracać. Ale to już była inna jazda. Zaparkowałem więc i czekałem na niego, wiedząc, że się jednak pojawi. Przeszedł mi jeszcze pomysł aby na użytek osoby, z którą nie chciałem się już spotkać, wysłać MMS z moim zdjęciem na tle dworca w Wałbrzychu z informacją, że załatwiam sprawy w tym mieście. Zrobiłem więc sobie takie "pamiątkowe" zdjęcie.

I pozostało mi tylko czekać na spotkanie z chłopakiem, który nawet nie wiem jak wygląda, bo widziałem go bardzo słabo na netowej kamerce do tej pory :-)

wtorek, 2 października 2012

Rozmowa niekontrolowana

2 maja 2012
Na czacie Wirtualnej Polski miałem rozmowę z chłopakiem. I była ona o tyle niekontrolowana, że niewiele z niej już pamiętam. A być może to była najważniejsza czatowa rozmowa mojego życia. Poznałem chłopaka z bardzo daleka, bo aż z Wałbrzycha. Postanowiliśmy się zobaczyć na Skype i podałem mu nicka, ale on się rozłączył. Typowe na czacie. Ludzie się rozłączają bez pożegnania. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale tym razem tak nie było. Jego po prostu wywaliło i połączył się ponownie, pod innym nickiem.

Przeszliśmy na Skype, ale jego głos był słabo słyszalny więc zadzwoniłem do niego telefonem. Miał numer w Orange a ja pakiet 1000 minut więc moglem gadać do woli. Poprzedni pakiet 1000 minut wykorzystałem zaledwie w 10 procentach, więc teraz nie chciałem tak tracić zakupionych minut. Rozmowa była zatem zupełnie nietypowa - wizja na Skype zaś gadanie przez telefon. Więc gadałem z tym chłopakiem  także w momencie gdy odchodził od komputera.

Nazywa się Rafał, ma 22 lata i szuka podobnie jak ja związku - ale z kimś w moim wieku. Gadaliśmy miło przez chyba dwie lub trzy godziny. W końcu ustaliliśmy, że o północy do niego zadzwonię (była 22.30) i upewnię się czy będzie mógł do mnie przyjechać na resztę długiego weekendu (4 dni). Chłopak mieszka z dalszą rodziną, nie ma opiekującej się nim matki ani ojca. Ale wypada mu oczywiście poprosić wujka o zgodę na wyjazd. 

Zamiast przespać się tylko położyłem się do łóżka, ale wstałem po pewnym czasie i zabrałem się za pisanie notek o poprzednim poznawanym chłopaku (tragedyi w pięciu aktach). Potem zadzwoniłem do Rafała - może jechać. Więc zrobiłem sobie kawę do termosu, wziąłem plecak z podręcznym aparatem i pojechałem.

Oby to była ostatnia droga - po nowo poznawanego chłopaka oczywiście ;-)

poniedziałek, 1 października 2012

Spotkanie niekontrolowane

2 maja 2012
Niedawno miałem swoją "tragedyję w pięciu aktach" a już tego samego dnia gdy owa "tragedyja" się skończyła miałem spotkanie z kolejnym chłopakiem. Tym razem jednak spotkanie nie było takie jak poprzednie, gdy chłopak, do którego pojechałem, czekał na mnie. Teraz ja musiałem czekać na chłopaka około godziny, gdyż umówiliśmy się na mieście, lecz jemu wypadły jeszcze jakieś sprawy. Nie bardzo wiedziałem jak wygląda, bo miał niezbyt wyraźne zdjęcia na profilu, ale postanowiłem się spotkać licząc na jakąś ciekawą znajomość.

W sumie jakoś nie przypadliśmy chyba sobie do gustu, bo choć rozmowa była miła i spotkanie było w porządku, to jednak jakoś nie czuło się tej chemii i wewnętrznego przyciągania. Wiedziałem już kiedy się pożegnaliśmy, że raczej nie odezwie się on do mnie. A ja też nie zamierzałem się odzywać aby sztucznie nie reanimować znajomości, która chyba nie była nam pisana, nawet jako przyjaźń czy kumplostwo.

Szybko poznałem kolejną osobę, ale też szybko się okazało, że nic z tego nie wynika...