wtorek, 31 stycznia 2012

2Y 4D i 1:1

31 października 2011
Wczoraj pisałem o ramach i sinusoidach oraz o odnowieniu kontaktu z moim byłym. I o tym, że spontanicznie postanowił do mnie przyjechać. A ja nie byłem pewny czy przyjedzie, bo podał złą godzinę przyjazdu pociągu i zły telefon. No więc nie przyjechał...

A mówiąc dokładniej - nie przyjechał o godzinie 22 jak zapowiedział, ale około 20. I to było racjonalne, bo pociąg nie jedzie 11 godzin ze Śląska. A telefon - po prostu podał przez pomyłkę swojej kumpeli. Dobrze, że nie mogłem go doładować kodem z Orange POP - ale by się kumpela ucieszyła ;-)

I po prostu zaczęliśmy wszystko od początku. Po dwóch latach i 4 dniach od pierwszego spotkania. Sprawdziłem, było dokładnie 26 października 2009. No cóż, nie wstrzeliliśmy się ładnie z idealną rocznicę, jak podczas spotkania z moim pierwszym w ten sam dzień po 7 latach. Ale nie można oczekiwać tak idealnego zgrania ;-)

Zatem spotykamy się w dwa lata i 4 dni od naszego poznania. I tym razem spontan był po stronię Rodiego. To w wariackich spontanach jest teraz 1:1... :-)

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Sinusoida czy rama?

30 października 2011
Nie tak dawno pisałem o potencjalnej sinusoidzie znajomości. Trzeci od końca chłopak - niewypał, bo nie okazywał uczucia. Przedostatni - wspaniale okazywanie uczucia. Ostatni - niewypał, podobnie jak trzeci. Zatem, prawem sinusoidy, teraz pora byłaby na kogoś podobnego do przedostatniego. A tymczasem może się okazać, że los inaczej to ustawia. Otóż skontaktował się ze mną ten właśnie trzeci od końca chłopak. Ten, z którym stosunki się mocno poprawiły odkąd zaczęliśmy gadać na GG. I ten, który tyle zrozumiał i nauczył się dzięki naszemu rozstaniu. 

Nawet zaproponował że spontanicznie wsiądzie w pociąg i na gapę przyjedzie ze Śląska do Warszawy. Spontan godny mojego, bo ja kiedyś, po pół godzinie rozmowy z nim na czacie, wsiadłem w samochód i pojechałem po niego na Śląsk. No to mu teraz powiedziałem aby przyjechał. Tylko, że podał mi telefon, pod którym go nie ma. A pociąg jaki sprawdził, też nie przyjeżdża o tej godzinie do Warszawy. Więc nie wiem czy będzie, czy nie - bo nie mogę z nim się zdzwonić i nie mogę zidentyfikować tego pociągu. Ale jakby co to on wie gdzie mieszkam i dojedzie do mnie.

A zatem jeśli nie sinusoida to co? Może rama. Rama polega na tym, że ktoś coś zaczyna i potem ten sam ktoś coś kończy. Czyli stanowi obramowanie. A w środku? Przedostatni cudowny chłopak i ostatni, fajtłapa uczuciowy. A może to jest tak, że ten ostatni to metafora tego, z którym teraz rozmawiam - z czasów gdy podobnie nie ogarniał się? A przedostatni to metafora pozytywnej zmiany możliwej z tym moim byłym? I może to znak, że ten mój były zyska cechy tego przedostatniego? Kto wie, bo podobno bardzo dojrzał i wiele spraw zrozumiał... Niech więc przyjeżdża na życiowy egzamin ;-) Komisja, w składzie ja i mój blog, już czeka ;-)

Tylko nie wiem czy przyjedzie dziś, czy jednak nie dziś. Ale jak nie dziś, to już niedługo ;-)

niedziela, 29 stycznia 2012

Chłopaka na Partnera

No i mam lekką fazę na konkretniejszy nick. Zamieniam końcówkę "chłopaka" na bardziej ambitną "partnera". To jest oczywiście pewien dyskomfort, bo od razu przylatują panowie w moim wieku albo starsi, nawet po 50. Takich staram się zniechęcić witając się przez "yo man" ale nie każdego to niestety odrzuca ;-) A na pewno dojrzały facet mnie odrzuci, lepiej niż katapulta. Ale nie mam wyjścia - z kolei jest nadzieja, choć płonna, że zaślepieni amatorzy seks przygód i seks układów do mnie nie zapukają. Oczywiście też pukają, oni zawsze pukają - bo myślą tylko o pukaniu kogoś (albo byciu przez kogoś pukanym) ;-)

Ale dzięki temu może i ja nie zostanę posłany na szczaw, gdy pukam do chłopaków mających w nicku słowo "związku". Poprzednią końcówkę mojego nicka mogli bowiem uznać za zbyt frywolną. Taki stary cap, który szuka chłopaka do wydupczenia - w końcu masa facetów w moim wieku ciężko pracuje na taką "renomę", która i mi się może dzielić.

No i jest jeszcze, last but not least, jedna korzyść - znacznie więcej spokoju od głupich rozmów. Jednak zagaduje znacznie mniej ludzi, a ja mogę się spokojnie zająć chociażby blogiem, lub innymi aktywnościami. Bo chętnie zawsze pogadam na czacie z kimś sensownym, nawet dla samej miłej rozmowy, ale nie mam za bardzo ochoty trwonić czasu na odpowiadanie jełopom ;-)

After all, na czacie też można stosować płodozmian ;-)

sobota, 28 stycznia 2012

Stopy mają trudną wartość ;-)

Dziś mała impresja o stopach, które przecież uwielbiam pieścić. Zastanawia mnie dlaczego ludzie kojarzą lizanie i pieszczenie stóp z uległością? Może dlatego, że klękanie do stóp uznawane jest w języku za sztandarowy objaw uległości i poddaństwa? I w związku z takim kulturowym znaczeniem ludzie dominujący chcą mieć lizane stopy a ulegli spełnić się przez ich lizanie. A ogól uznaje, że lizanie stóp jest a priori przejawem służalczości.

A jeśli facet ma po prostu fetysz do lizania i pieszczenia stóp i wcale nie wpływa to na jego poczucie męskości i męskiej wartości? To już nie mieści się w utartych schematach. Dlatego lepiej się potocznie kojarzy coś w sposób prosty, zero-jedynkowy, niż bardziej subtelny, ale wymagający zrozumienia różnych warstw znaczeniowych. Dla wielu ludzi analiza tych znaczeń jest poza zasięgiem ich myślenia. Za trudne :-)

W życiu często upraszczamy, ale nie zawsze to upraszczanie ma sens. Wielu ludzi po prostu poddaje się tym uproszczeniom z tego powodu, że analiza bardziej skomplikowanych relacji jest poza ich zasięgiem intelektualnym. I te uproszczenia potem wędrują po świecie mieszając w oglądzie wielu spraw. Czasem wynikają z tego zabawne pomyłki, a czasem wcale nie zabawne problemy, a nawet tragedie. 

Dlatego zawsze warto się upewnić jaka druga strona to i owo pojmuje ;-)

piątek, 27 stycznia 2012

Pokłosie partnerskiej rozmowy

Zapuściłem czata w nocy z nietypowym nickiem zawierającym słowo "partnera" - normalnie mam w nicku słowo "chłopaka" aby dojrzali faceci mnie nie zaczepiali. Bo wobec nich jestem na ogół emocjonalnie zablokowany i nici ze znajomości. I pierwszy zapukał, o zgrozo, facet o nicku zawierającym pytanie o związek, ale wiek 40 lat.

Zacząłem z nim rozmowę normalnie, ale szybko zaczęła chłodnąć. On się pokazał jako ktoś kto w ciągu 5 lat miał 2 próby związku. Ja w ciągu 7 lat maiłem kilka dużych prób (nieraz po kilka miesięcy) i kilkadziesiąt przymiarek. Działam intensywnie. Napisałem mu o 50 tysiącach rozmów i o procencie wartościowych, który wyliczyłem. On napisał, że jest ostrożny a ja na to, że mam procedury zabezpieczające przed błędami poznawania. Wypytywał mnie o nie, ale wymijająco odpowiedziałem, bo nie chcę robić każdemu szkolenia.

Potem oczywiście zadeklarował, że nie ma to jak spotkanie w realu. Starsi panowie lubią real, widać się boją że w necie okażą się za słabi w rozmowie, a w realu nadrobią może solaryjną opalenizną. Ja się za starszego pana nie uważam i jestem dzieckiem Internetu. Wolę internetową wygodę wstępnej selekcji i wstępnego poznawania ludzi, niż siorbanie kawy w realu. Napisałem, że mam praktyczne marketingowe podejście i rozwinąłem temat. Na to facet zaczął po prostu pierdolić. Napisał, że mam "naukowe podejście". To oznaczało, że nie ma już nic do powiedzenia, tylko takie pierdółki. I faktycznie niedługo potem się wyłączył życząc mi powodzenia.

Tak to jest z dojrzałymi. Przynajmniej młodzi nie pierdolą takich głupot w stylu och ach jaki ty zorganizowany, jaki ty odważny, jakie ty masz naukowe metody. I za to ich lubię. Młodych oczywiście ;-)

czwartek, 26 stycznia 2012

Atak z wózka inwalidzkiego

Temat jest dość zabawny, choć wydaje się poważny. Otóż gadałem z chłopakiem z wrocławskiego, którego ikonka na czacie (serduszko) sugerowało szukanie miłości, a więc może i związku. W czasie, milej początkowo, rozmowy zasugerowałem aby zobaczył jeśli chce mój profil. On zaś wygłosił zdanie, z którym się nie zgodziłem, że u partnera inteligencja nie jest tak ważna jak wygląd, bo od inteligentnych rozmów są przyjaciele. Dla mnie inteligencja u chłopaka się liczy, bo z nim chcę najpierw gadać, a nie z przyjaciółmi.

Ale nie to stanowiło clou programu. Otóż chłopak ten zapytał mnie czy zaakceptuję go gdyby miał kliniczną nadwagę. A potem zapytał czy zaakceptuje go gdyby jeździł na wózku inwalidzkim. Odparłem że nie, chyba żeby to był wcześniej zaakceptowany partner który wtórnie trafił na wózek. Czyli mój rozmówca zaczął mnie tak podchodzić aby udowodnić, że jednak wygląd jest ważniejszy od inteligencji ;-)

Oczywiście można zawsze tak poprowadzić rozmowę  aby wmanewrować rozmówcę na mieliznę czy rafę. Tylko pytanie czy wtedy się pozna go w realnej reakcji, czy w bezwartościowym sztucznie skomplikowanym świecie. Przypadki ekstremalne mogą rodzić ekstremalne reakcje, a życie nie jest ekstremalne na ogół ale mniej lub bardziej typowe.

W sumie rozmowa ostygła po tych jego machinacjach - i wkrótce trafiła do kosza.

środa, 25 stycznia 2012

Brokuły

Bardzo lubię zjadać brokuły - tak samo jak brukselkę, gotowaną marchewkę czy kalafiora. Albo w ogóle warzywa. Gotowane na parze najchętniej. Ale nie przewidziałem, że brokuły się pojawią na czacie. Otóż zagadałem chłopaka o nicku "18 lat brokuły". I okazało się, że on uzależnia wszystko - seks czy związek - od kupowania mu brokułów.

Wiele już na czacie widziałem, ale takiej rozmowy - szczerze przyznam - jeszcze nie miałem. I nawet nie mam pojęcia czy to faktycznie jakiś genetycznie uwarunkowany brokułożerca, czy ktoś kto sobie robi po prostu jaja z ludzi. W sumie to bez znaczenia - bo i tak rozmowa ma swój smaczek - oczywiście brokułowy...

Sam czasem miałem takie myśli aby się zalogować pod jakimś mniej typowym nickiem i robić ludzi w konia mówiąc z nimi na jakiś absurdalny temat. Akurat brokuły byłyby do tego celu idealne.  A potem zdawać z tego relację na blogu. Ale tym razem trafiłem na innego "miszcza" w tym zakresie :-)

W sumie nie dogadałem się z nim, bo się określiłem jako miłośnik kalafiora ;-)

wtorek, 24 stycznia 2012

Przymknij klapę na widoku :-)

Macintosh ma kamerkę wbudowaną w klapę wyświetlacza, nie widać jej zresztą wcale za czarną szybą obramowująca display. Dopiero gdy się dobrze wpatrzyć - widać małe oczko kamerki. Takie umiejscowienie ma jedną wadę - nie można łatwo kamerką pokazać tego co się dzieje naokoło, a w szczególności na ekranie komputera. I połowiczna wada jest taka, że aby uniknąć pokazania twarzy trzeba pochylić w dół pokrywę wyświetlacza.

A po co unikać pokazania twarzy? Wtedy gdy ktoś chce ze mną pogadać na Skype. Już się przekonałem bowiem, że wielu ludzi jest cwanych i chcą się wykpić. Czyli zobaczyć jak ja wyglądam a nie pokazać siebie w zamian. Chcą zrobić z internetowej kamery lustro szpiegowskie, przez które widać tylko w jedną stronę. Ale nie ze mną. Wystarczy pochylić pokrywę i już mnie nie widać. I śmiech mnie ogania, gdy widzę kogoś podobnie zamaskowanego. To prosty test - albo on się pokaże, albo jest niewiarygodny.

Ostatnio trafiła mi się taka rozmowa z szukającym związku. Nie pokazał się, zakończył połączenie na Skype. A potem oficjalnie zawyrokował, gdy mu napisałem, że jest niewiarygodny, iż nie jestem z wyglądu w jego typie. Co stwierdził stanowczo po dokładnym obejrzeniu fragmentu mojego boku i  łokcia. Gratuluję spostrzegawczości ;-)

Cóż, każdy pretekst jest dobry aby zamaskować własne tchórzostwo ;-)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Organista bis

Pisałem już w jednym miejscu o organiście z HIV. Sam temat jest ciekawy, bo co jak co ale ktoś związany niejako z Kościołem nie kojarzy się z nosicielem tego wirusa. Ale życie pisze - jak wiadomo - rożne scenariusze. W każdym razie jest to osoba na tyle charakterystyczna (a wystarczyłoby nawet gdyby był samym organistą), że zapamiętałem ją.

I niedawno trafiłem na anons kogoś w wieku zbliżonym do tego organisty, a także o takim samym imieniu. Podany był tam telefon, więc napisałem do niego SMS. Odpisał mi w maksymalnie idiotyczny sposób - podając dane które przecież były zawarte w ogłoszeniu. Oj, kłopoty z pomyślunkiem... Zapytałem go więc chytrze co studiował i gdzie pracuje, odpowiadając z góry na te pytania od siebie. I tak jak się spodziewałem, otrzymałem potwierdzenie, że z organistą mam do czynienia.

Nie dziwi to, że nie pisze on o tym że ma HIV - bo wiadomo, że to zniechęci praktycznie wszystkich, poza osobami mającymi ten sam problem. Nie piętnuję go też za to, że o tym nie pisze. Mam nadzieję, że powiadamia ludzi zawczasu o tej przykrej sprawie. Ale nawet tego nie sprawdzałem. Po prostu napisałem mu, że szukam osoby wykształconej.

I będę pamiętał aby ogłoszenia osób w tym wieku i o tym imieniu po prostu pomijać :-)

niedziela, 22 stycznia 2012

Mlaskanie na dwa sposoby

Dziś postanowiłem napisać o zupełnie, zdawałoby się, banalnej sprawie - czyli o mlaskaniu. Z doświadczenia wiem, że jak sam mlaskam, to tego nie słyszę - nie przeszkadza mi to i nie zwraca mojej uwagi. Ale mlaskanie w wykonaniu innej osoby może być - ale nie musi - irytujące.

I właśnie ta dwoistość mlaskania jest najciekawsza. Samo mlaskanie nie jest dwoiste, przynajmniej ja nie rozróżniam w nim żadnych typów. Można je, na użytek tego artykułu, uznać za jednolite. Ale zupełnie inna jest kwalifikacja mlaskania, w kontekście stosunku do osoby mlaskającej. Kiedy mlaska chłopak którego kochamy, to mlaskanie nam w niczym nie przeszkadza, możemy nawet go nie słyszeć. Podobnie jak nie przeszkadza nam jego chrapanie w nocy, albo świst oddechu. Kochamy tego chłopaka i kochamy wszystko co z nim związane. Zapach jego ciała, smak jego ust, rozmiar jego penisa (jakikolwiek by nie był), dotyk jego dłoni i miłość w jego spojrzeniu.

A jeśli mlaska osoba, której obecność nas irytuje? Wtedy mlaskanie urasta do rangi straszliwego dyskomfortu. Słyszymy każdy mlask, każdy świst, każdy oddech, każde chrapnięcie. Wszystko nam przeszkadza, irytuje, wzmaga naszą niechęć do tej osoby. Wszystko obracamy przeciw niej. I tylko czekamy kiedy ta osoba od nas odejdzie, kiedy wreszcie uwolnimy się od jej niechcianego towarzystwa. Jak się bowiem okazuje, to nie rzeczywisty świat na nas oddziałuje - ale ten świat przefiltrowany przez nasz stosunek do określonych osób

U osoby, którą kochamy możemy zaakceptować wszystko. U innych - nic :-)

sobota, 21 stycznia 2012

Głupi licznik

Napisałem list do chłopaka zamieszczającego anons na Gejowie. Na początku napisałem do niego, że już otrzymał 5 wiadomości więc mam konkurencję. Liczbę wysłanych wiadomości można łatwo sprawdzić najeżdżając kursorem myszki na link do emalia w anonsie. Jest tam informacja w okienku tekstowym, że to tej pory wysłano ileś wiadomości. Skorzystałem więc z tego licznika aby napisać to zdanie w mailu.

W odpowiedzi nie dostałem żadnych rozważań na temat mojej osoby czy innej komunikacji jakiej można by się spodziewać a jedynie pytanie, dość obcesowe, skąd wiem ile dostał maili. Odpisałem więc że to moja słodka tajemnica. Na tak obcesowe pytanie nie warto było odpowiadać merytorycznie.

Następna komunikacja była coraz mniej ciekawa i po 2 mailach zakończyła się. Ani razu nie był poruszony temat znajomości czy mnie jako takiego. Uwaga skupiona była wyłącznie na tym liczniku, który każdy średnio ogarnięty człowiek sam znajdzie gdy najeżdża kursorem na link do maila aby odpisać na cudzy anons na Gejowie. Tak oto szukają niektórzy związku - niby ważne jest aby się dobrać, ale ważniejsze jest zadawanie pytania o licznik wiadomości. 

Ale to był głupi licznik ;-)

piątek, 20 stycznia 2012

Nowy Blogger

28 października 2011
Przełamałem się do nowego Bloggera. Początkowo nie podobało mi się to i owo w zmienionym interfejsie, ciągle zresztą ulepszanym, ale wreszcie stwierdziłem, że zostanę przy nim. Stało się to od momentu gdy przejście na nowy interfejs było konieczne ze względu na integrację profilu Google+ z Bloggerem. No to się do Bloggera przekonałem.

Skoro się przekonałem do nowego Blogera to może taki znak, że przekonam się do życia z jakimś chłopakiem? Nie tyle do samego życia z chłopakiem, co do życia z konkretnym "egzemplarzem chłopaka" ;-) Idzie smutna zimowa pora roku a ja będę miał coraz więcej pracy przy rozkręcaniu kolejnej firmy - i bardzo mi będzie brakowało zasypiania i budzenia się z kochającym chłopakiem.

Nowy Blogger jest w wieku kwestiach wygodniejszy pd starego. I może warto zacząć życie z kimś, które będzie w wieku sprawach wygodniejsze od życia samotnie? ;-)

czwartek, 19 stycznia 2012

Granice wypytywania

Poznałem, a raczej poznawałem, 19-latka studiującego medycynę. Szukającego także związku. I on mnie zaczął w czasie rozmowy wypytywać o różne scenariusze życiowe. Na przykład czy poszlibyśmy na imprezie na szybki numerek gdzieś w ustronne miejsce, czy byśmy poszli na Ibizie do takiego a takiego lokalu dla gejów i tym podobne. To było nawet ciekawe gdyż uznałem to za testowanie życiowych relacji. Pogadaliśmy też przez telefon więc kontakt został uwiarygodniony.

Tylko, że potem chłopak nie odpisał na mój SMS i nie odezwał się następnego dnia ani później. Zatem był to bajkopisarz, który choć wymienił telefon i uwiarygodnił go - nie miał woli do podtrzymywania i rozwijania znajomości. Kolejny przykład złośliwości losu, po tym Bartolomeo - bajkopisarzu, który z kolei pisał metry czata, ale nie uwiarygodnił telefonu. Widać są rożne warianty złośliwości losu ;-)

Traktuję to jednak jako po prostu ciekawe doświadczenie życiowe. Choćby też dlatego, że mam dzięki niemu temat na tę notkę na bloga ;-)

środa, 18 stycznia 2012

Timer przechodni

Mam w telefonie N900 taki programik, timer. Pokazuje on czas pozostały do określonego wydarzenia (czyli daty wydarzenia), albo czas który od tego wydarzenia upłynął. Ten timer ustawiłem jakiś czas temu aby zliczać czas jaki upłynął od poznania mojego chłopaka. I było fajnie widzieć jak do tego timera się dodają kolejne dni i godziny.

Tylko, że od tego czasu timer był zmieniany chyba ze 20 razy. Zmieniałem go dopisując do niego czas bycia z chłopakami z którymi byłem naprawdę. I z takimi, z którymi dopiero planowałem być - ale nie udało się przejść poza strefę samego planowania. Biedny timer, ciągle zmieniany. Tak jak mój czas z chłopakami - ciągle nie ten ostateczny. Ciągle nie ma tego właściwego poznanego i ciągle czas w kolejnym oczekiwaniu na zmiany...

Jakie czasy, taki timer. Mam nadzieję, że już niedługo zacznie on odliczać spokojnie czas, który już nie będzie się zmieniał - w sensie początkowej daty. Mam nadzieję, że niedługo to się uda. 

Czas aby nastąpiły zmiany w czasie ;-)

wtorek, 17 stycznia 2012

Kumpellowe (nie)odpowiadanie

Kumpello wydaje się o wiele ciekawsze niż Fellow i mniej zmanierowane - bo więcej profili jest ze zdjęciami, mniej śnieciowatych. Ale zasady kultury - czy raczej "kultury" - profilowej są, jak się okazuje, całkiem podobne. Jedną z tych zasad jest nawyk nie odpisywania na maile. Jak się okazuje, dla większości osób jest to chyba wysiłek nie do pokonania. Więc najlepiej kogoś olać.

Może jestem ze starej szkoły ale zawsze odpisuję, choćby zdawkowo, na czyjś kontakt. To jest dla mnie zwyczajna kultura i szacunek dla drugiego człowieka za to, że jest drugim człowiekiem. Ale w naszym świecie najwyraźniej czas jest tak mocno ceniony, że nie starcza go już nawet na elementarną kulturę.

Co gorsza, to uderza potem w samych zainteresowanych. Ludzie się ignorują, nie traktują poważnie. A potem na tym cierpią i mają pretensje do całego świata, ale nie do siebie. A od siebie samych w takiej sytuacji wypada zacząć. Ja tak zawsze roztrząsam swoje niepowodzenia. Najpierw szukam winy w moim zachowaniu. A potem dopiero w cudzym. Bo szukając winy u siebie uczę się po prostu na swoich błędach.

Trudno, trzeba przez tę "kulturę" nie odpisywania jakoś przebrnąć ;-)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Związek z przystojnym

Jakiś czas temu miałem zabawną rozmowę na czacie - chłopak o nicku "Warszawa związek" pisał na głównym oknie czata, że szuka kogoś przystojnego do związku. No to mu przekornie napisałem, że chyba nie jestem przystojny. I co on na to napisał? Że szkoda. Zatem życzyłem mu miłego weekendu (był piątek) i co on napisał? Że wzajemnie. I zamknął okno rozmowy.

Uśmiałem się, bo zabawne jest szukanie kogoś do związku a jednocześnie nie sprawdzenie czy faktycznie jest przystojny czy nie. Czyli mocno prawdopodobne, że tak naprawdę nie szukał on związku ale stałego układu zapewne opartego na seksie - skoro szuka przystojnego - albo dodatkowo na snobizmie. Pójdę z moim ciachem do knajpy i wszyscy mi będą zazdrościć...

Oczywiście niekoniecznie tak musi być - ale śmieszy mnie branie na serio mojej deklaracji. A to oznacza u drugiej osoby brak pomyślunku, który źle wróży jakiejkolwiek sensownej znajomości.

After all, życie bywa po prostu niekiedy zabawne ;-)

niedziela, 15 stycznia 2012

Lucky unlucky

A dziś o rozmowie na Skype z jakimś panem w wieku 37 lat, który do mnie napisał maila w odpowiedzi na mój anons. Kto wie jakiego chłopaka szukam, ten wie, że mała jest szansa aby z takim panem mi się udało - ale szansę daję każdemu, kto potrafi sensownie pogadać. Wiek bowiem niczego nie przesądza, tym bardziej, że ja nie widziałem jeszcze żadnego zdjęcia tego gościa.

I kiedy odpaliłem Skype aby pogadać z kimś innym, on się do mnie zgłosił. Miał nick ze słowem "Lucky" - stąd tytuł tego posta. Normalnie nie używam Skype na co dzień i odpalam je od przypadku do przypadku. Rozmowa zeszła na jakiś serial z HBO. Ja napisałem, że serialami się nie podniecam. Gość wychwalał HBO z  liczne nagrody. Poczułem gdzieś woń kulturalnego snobizmu. Jego opowieść zeszła na temat serialu "Sześć stóp pod ziemią" którego nie oglądałem, choć wiem, że jest. Ja mu powiedziałem, specjalnie dowalając, że podobał mi się tylko serial "M jak miłość", bo lubię grę Lipowskiej i Pyrkosza w ich ciepłych, rodzinnych rolach.

Tak jak się spodziewałem, uniósł się strasznie z tego powodu. Porównywać HBO (oczywiście wielokrotnie nagradzane) do jakichś tam seriali TVP? Może mi się nie podoba to, że trzeba za HBO płacić? O lol. Wyczułem już nie tylko smród snobizmu, ale także złośliwą ironię. Odpowiedziałem, zgodnie zresztą z prawdą, że miałem kiedyś HBO i nie było w nim nic ciekawego, więc zrezygnowałem. A na to on coś napisał, że mącę jak PiS. 

Taka okazja się trafia raz na wiele rozmów - okazja aby znokautować przeciwnika. Więc bez namysłu napisałem specjalnie, że głosowałem na PiS, licząc na to, że to spowoduje pęknięcie jego cierpliwości. I nie omyliłem się - Pan Snob od Seriali HBO natychmiast mnie wyrzucił z kontaktów na Skype. A ja przepraszam Jarosława Kaczyńskiego za tak niecne jego wykorzystanie - ale było warto ;-)

Otworzyłem na chwilę okno i smród snobizmu się gdzieś ulotnił ;-)

sobota, 14 stycznia 2012

Szukam związku, wyślij fotkę...

Siedzę sobie na czacie i szukam chłopaka do związku. I zagaduje mnie facet pytając czy mam foto. Pytam go czy szuka związku, w nadziei, że się odczepi - ale on oczywiście potwierdza. I potem znów pyta czy mam foto. No to mu odpisałem, że mam profil. Ale on pyta czy mam foto. I wreszcie się wykazał pomyślunkiem i sprecyzował - że chodzi o foto penisa.

Zaniemówiłbym gdybym nie miał za sobą kilku dziesiątków tysięcy rozmów na czacie - i byle co już mnie nie zaskoczy. Ale wymaganie do związku foto penisa zamiast twarzy - tego jeszcze nie spotkałem. Może facet po prostu myśli dolną częścią ciała? A na górze ma jedynie zakutą pałę ;-)

Tak czy siak, oczywiście zdjęcia penisa nie mam. I nie wyślę tym bardziej takiej fotografii.  Trudno, straciłem wspaniałego kandydata do związku. Może on jest amatorem seksu grupowego i chciał mieć pewność że nie pomyli mojego penisa z innymi? Może to był objaw jakiejś wielkiej troski o nasze relacje? Żeby nie były chujowe? Bóg jeden to wie...

Smutno mi - nie stanąłem na wysokości zadania. Ani penisem, ani jego zdjęciem. Ale chujowo ;-)

piątek, 13 stycznia 2012

Bartolomeo Bajkolomeo

Wszedłem na czata tylko dla jednego chłopaka. Tylko z nim chciałem rozmawiać, a inne rozmowy mnie irytowały gdy tylko się przekonałem, że to szukający seksu albo rozkoszni dyskreci bi. O 20 nie było go na czacie. Postanowiłem się zdrzemnąć, bo wczoraj zaczęliśmy gadać około 23. Ale około 20.30 wstałem z kanapy i ponownie zapuściłem czata. I on tam był. Więc zaczęliśmy rozmowę.

Już wcześniej gadaliśmy i coraz bardziej go lubiłem.  A w tej rozmowie najpierw napisał lubię cię a ja odpisałem że wiem, że mnie lubi. A on napisał zaraz potem chyba kocham - i to było najpiękniejsze, co usłyszałem w ciągu całego dnia. Dawało to nadzieję na to, że wreszcie znalazłem odpowiedniego chłopaka do zbudowania związku - chłopaka o wielkim sercu ;-)

Nazwałem bo Bartolomeo a nie Bartek - bo ma czarne włosy i piwne oczy. Więc wyobrażałem go sobie jako jakiegoś Hiszpana, stąd takie imię... Choć jeszcze nie wymieniliśmy zdjęć bo jakoś nie odpowiedział na moją sugestię w tym zakresie. Więc nie wiem jak wyglądał.

Następnego dnia niestety się trochę posprzeczaliśmy, bo Bartolomeo mnie zranił, bo zaczął mnie pocieszać po niedźwiedziemu gdy mu opowiedziałem moją sytuację. Wkurzyłem się i pożegnałem idąc spać. Kolejnego dnia nie było go na czacie. A żaden inny kontakt nie był przetarty. Trafiłem na niego po dwóch dniach i zagadałem - bez odpowiedzi. Jeszcze następnego dnia z nim pogadałem - ale wtedy w czasie normalnej (nie spieranej) rozmowy zamknął nagle okno. Czyli jednak koniec znajomości - nie będę starał się na siłę.

Oznacza to, że był niestety bajkopisarzem - gadającym o związku ale nie dość zdecydowanym, aby kogoś poznać. Tak czy siak, nauka dla mnie jest prosta - brak chęci do weryfikacji = podejrzany rozmówca ;-)

Wniosek? Nie ufać chłopakowi, który nie przetarł kontaktu do siebie ;-)

czwartek, 12 stycznia 2012

Dwie rozmowy

Oto przykład dwóch kompletnie skrajnych rozmów na czacie, których zestawienie jest tym bardziej uderzające. Obie dotyczą chłopaków, z którymi jest jakaś nadzieja na związek. 

Pierwsza rozmowa była z 20-latkiem z Torunia. Uwiarygodnił się posyłając mi zdjęcie. Maksymalnie sympatyczny chłopak. Jedyna drobna wada - ma wadę słuchu, nosi aparat. O tyle wada, że dzięki temu nie bardzo może gadać przez telefon, gdyż ma zakłócenia. Mnie to nie przeszkadza - teoretycznie. A praktycznie? Chłopak uczy się w szkole zawodowej. Trochę przeszkadza taka edukacja. Jest mega sympatyczny - ale do rozmowy daru nie ma. Rozmowa z nim jest jednostronna. ja piszę, on potakuje. Głownie przez "acha" czy "spoko" lub "OK". Albo pisze coś jednowyrazowego, maksymalnie na dwa wyrazy. I czasem robi błędy ortograficzne. I dlatego trochę przeszkadza jego niepełnosprawność, bo skoro nie ma talentu do pisania, to może można by z nim normalniej pogadać przez fona. Ale to technicznie jest trudno wykonalne.

Chłopak się zdecydowanie chce ze mną spotkać i wierzę, że ma uczciwe zamiary. Ale boje się, że nie będziemy mieli w realu do pogadania ze sobą, tak jak to jest na czacie. Gadaliśmy z godzinę, ale on w tym czasie niewiele powiedział. W końcu zamknął okno rozmowy, bo musiał uciekać. Niby jest kontakt przez mail, ale nie spodziewam się kontynuacji.

Druga rozmowa była z chłopakiem młodym i fajnym (taki miał nick). Zaczęło się słabo, od "cz" zamiast cześć i mówienia mi per "pan" co sugerowało jakiego 15-16 latka. Potem się okazało, że ma 22 lata. Jest rakiem jak ja (3 dni różnicy w urodzinach). Nie zrobił studiów, rzucił szkołę musiał iść do pracy. Ale u niego to niestety zrozumiale. Jest z Sandomierza, stracił wszystko w powodzi. Gdy mi o niej opowiadał to aż osiadłem ze zgrozy. Woda to straszny żywioł, ale co innego o tym wiedzieć, a co innego słuchać jak to w praktyce wyglądało. Jego matka zmarła na raka gdy miał 9 lat, a ojciec z bratem zginęli w wypadku. Dlatego rzucił szkołę i zaczął pracę - po prostu nie miał życiowego wyboru i ja to doskonale rozumiem. Jest sam i ma serce ogromne jak katedra.

Gadaliśmy tyle czasu co z pierwszym chłopakiem, ale to była rozmowa. On pisał i ja pisałem. Pełne  zdania i bez błędów ortograficznych (no zrobił jeden czy dwa, ale to się nie liczy). Nie wymieniliśmy się zdjęciami, nie wiem jak wygląda, ale poczułem do niego taką sympatię jakbym już znał go od lat. I mam - oby słuszną - intuicję że to jest chłopak, na którego czekam cale życie. Rozmowa nasza stała się tak gorąca jak ogień, kiedy zaczęliśmy się po prostu pieścić słowami. To było cudowne. A jednocześnie nie ma w tym napalenia na pochopne spotkanie, jest podejście metody poznawania się drobnymi krokami z jego strony. W najbliższy weekend się nie spotkamy, bo wypada Wszystkich Świętych a on niestety powinien być na cmentarzu. U niego to ma niestety bardzo dosłowne znaczenia. Stracił całą rodzinę przecież. Mamy więc dwa tygodnie do spotkania. I pełno czasu aby się poznać. I upewnić, że to może jest to, na co czekaliśmy cale życie.

Dwie rozmowy tego samego dnia. Dwóch kompletnie różnych ludzi i dwa kompletnie różne światy.

środa, 11 stycznia 2012

Ciężka praca, ciężka ręka

Znów Bóg mnie pokarał kontaktem z niewłaściwą osobą. Facet ma około 35 lat, z wyglądu jest niestety misiowaty (owłosiony, okrągły i o niezbyt niestety inteligentnym wyrazie oczu). Generalnie byłoby to do przebrnięcia gdyby nie fakt, że wykształcenie ma niestety bardzo słabe - zawodowe. Obsługuje jakiś ciężki sprzęt w fabryce czy innym ustrojstwie. Obawiam się zatem, że wiele fascynujących tematów do rozmowy z nim mieć nie będę. Ale to musi wyjść w praniu - każdy może bowiem pozytywnie zaskoczyć. Bo w takiej sytuacji nie ma mowy o negatywnym zaskoczeniu - skoro scenariusz negatywny jest niestety standardowo przewidywany :-)

Wykształcenie nie przesądza bowiem o horyzontach intelektualnych. Jest wielu mega wartościowych ludzi nie mających nic poza szkołą podstawową, którzy swoją kulturą bycia i horyzontami zakasują niejednego studenta, ba - nawet snobistycznego ale pustego doktoranta. Dlatego wykształcenie zawodowe może być co najwyżej ostrzeżeniem, ale nie jest diagnozą czyjegoś poziomu. Są ludzie, którzy zrobili szkołę zawodową bo życie zmusiło ich do pilnego zdobycia fachu i wejścia w dorosłość - ale chętnie by zrobili inną dodatkową szkolę, bo chcą się uczyć. Człowiek jest wart tyle, ile sam tej wartości okazuje. 

I miałem na GG przykład rozmowy. Akurat robiłem pracę zawodową, ale nie musiałem być skupiony, więc mogłem oczywiście prowadzić równolegle rozmowę. Robotę koncepcyjną miałem bowiem zrobioną, teraz przyszła kolej tylko na pracę realizacyjną, którą mogłem przerywać w celu pogadania. I ów operator ciężkiego sprzętu swoją ciężką literacko ręką napisał mi - co tam. Nawet bez znaku zapytania - fałszywie pojmowana oszczędność ciężkiej rączki? A może oszczędzanie klawiatury? Nie wytrzymałem, bo takie teksty mnie wpieniają. Najpierw mu odpisałem, że pracuję ale potem zaznaczyłem, aby mnie nie wkurzał tekstami w stylu co tam. Poprosiłem go też o zapodanie  tematu do rozmowy, gdyż nie znoszę (jak napisałem) gadek-szmatek w rodzaju: co tam? - coś tam - aha

Oczywiście nie odezwał się. Kolejny rozmówca, którego pojmowanie rozmowy się ogranicza do wystukania co tam, nawet bez znaku zapytania. To nie jest rozmowa, to jest ping. Na razie dam mu szansę, ale jeśli kolejny raz wyskoczy z tak "ambitnym" tematem to go po prostu zablokuję.

wtorek, 10 stycznia 2012

Sinusoida

Zauważyłem, że czasem mam sinusoidę w rożnych sytuacjach. Polega ona na tym, że naprzemiennie wybieram rożne rozwiązania, które są na przemian symetryczne. Mój pierwszy samochód to był sedan, drugi terenowy, a obecny też jest sedanem. Zaś kolejny chciałbym kupić - jeśli kiedyś zarobię - terenowy.

Tak samo jest z trzema ostatnimi chłopakami. Trzeci od końca był niechlujem i osobą która nie umiała okazywać uczuć. Nie było z nim też prawie żadnego seksu, mimo kilku miesięcy mieszkania razem. Porażka, choć nie znaczy to, że sam chłopak jako taki był zły. Po prostu nie umiał się odnaleźć w miłości. Wyjechał nagle, uciekł ode mnie. Teraz, gdy piszemy na GG, mówi mi, że jest na terapii psychicznej, że to psychiczne sprawy spowodowały u niego tę ucieczkę. Że nadal kocha i brakuje mu mojego ciepła. Wierzę mu.

Przedostatni chłopak był kompletnie inny - nauczył mnie najpiękniejszej na świecie miłości, zaangażowanej i pełnej. Także pełnej setek codziennych pieszczot i bliskości. Cudownie podniósł poprzeczkę i ustanowił standard, którego będę wymagał od wszystkich kolejnych. Nie wyszło nam, ale nie żałujemy tego co przeżyliśmy - a już to jest w środowisku gejów ewenementem.

Ostatni chłopak był na podobieństwo trzeciego od końca. Niechluj - strasznie wkurzało mnie rzucanie przez niego ubrań gdzie popadnie i brak zainteresowania brudnymi naczyniami, które starczyło wstawić do zmywarki. Fakt, trzeci był niechlujem prawie idealnym, ostatni do pięt mu nie dorastał - przynajmniej taka korzyść. Tak samo nie potrafił okazywać miłości i tak samo prawie nie było z nim seksu. Była irytacja. Przedłużył sobie pobyt u mnie tylko dlatego, że pożyczone mu urządzenie utknęło u znajomego, który wyjechał. Musiałem tolerować chłopaka aby odzyskać moją własność.

Zgadnijcie zatem jakiego chłopaka oczekuję teraz? Tak, właśnie takiego jak ten przedostatni. Kogoś, kto naprawdę kocha. I to mnie napawa optymizmem :-)

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Więzień mojej życzliwości

Miałem jakiś czas temu sytuację, która mnie mocno irytowała. Mieszkał a raczej pomieszkiwał, u mnie chłopak, z którym ewidentnie nie wyszło nic. Nie umiał okazywać miłości. Nie znaczy to, że nie kochał - może kochał na swój sposób. Ale nie okazywał tego tak, abym czuł tą miłość i odwzajemniał ją z radością. Niestety, a dla mnie stety, mój poprzedni chłopak pokazał jak można kochać. I tej linii zamierzam się trzymać.

I ten "nieudacznik" mieszkał u mnie przez miesiąc, coraz bardziej mnie irytując. A ja nie mogłem go wyrzucić dlatego, że stał się więźniem mojej dla niego życzliwości. Użyczyłem mu bowiem pewne urządzenie, które nieopatrznie, przez głupotę, zostawił u kogoś, kto wyjechał na miesiąc. I nie można było tego sprzętu odzyskać. Musiałem więc tolerować jego pomieszkiwanie u mnie, bo chciałem dostać z powrotem moją własność. A gdybym go wywalił, być może znikł by mi z oczu - z moim sprzętem. 

Ale przynajmniej w tym czasie upewniłem się na sto procent, że nie chcę z nim być. A co najważniejsze, postanowiłem szukać dalej, aby znaleźć kogoś - może wreszcie właściwego. Każdy popełnia błędy. W moim przypadku był to podwójny błąd - niewłaściwy chłopak i użyczenie mu sprzętu, który go u mnie zatrzymał dodatkowy miesiąc. W czasie którego ten chłopak pasożytował używając moich zasobów. Na szczęście niewiele ich zużył, bo wtedy się odchudzałem i miałem dosłownie pustą lodówkę i brak jedzenia w domu. I nie zamierzałem nic kupować, co on by mógł zjeść. Niech kupuje sobie sam, za swoje pieniądze (które najpierw niech zarobi).

Na szczęście sprzęt odzyskałem. A po krótkim czasie podziękowałem mojemu lokatorowi za wspólnie mieszkanie.

niedziela, 8 stycznia 2012

Przepraszam, szukam seksu

Czasem zdarza się taka drobna rozmowa, która poprawia humor. Ktoś o bardzo seksualnym nicku (nie pamiętam już dokładnie jakim) zagadał mnie na czacie. Odpisałem mu, jak zwykle, już w pierwszym zdaniu, że szukam związku. Na co on napisał mi, że szuka seksu i przeprosił mnie za odezwanie się do mnie. Po czym pożegnał się i zamknął okno rozmowy.

Rzadko kiedy można spotkać się z taką grzeczną kurtuazją na czacie. Ale jeśli już na nią trafimy, to świat pokazuje się z nieco jaśniejszej strony. Okazuje się, że nie wszyscy na czacie są tak zaślepieni szukaniem seksu, że w pogoni z anim tracą większość elementów kultury (bo przynajmniej 99% się przedstawia - a to już też jest jakaś drobna kultura).

Piszę te słowa w bardzo smutnym dniu - w niedzielę rano. W połowie weekendu, kolejnego nie wykorzystanego na spotkanie z potencjalnym kandydatem - bo na takiego nie trafiłem (albo trafiłem na osobę mieszkającą daleko i nie mogącą się spotkać dziś). Ale ważne, że przynajmniej ten dzień zaczął się optymistycznie :-)

sobota, 7 stycznia 2012

Kolejny antywirtualista

Oto jaki otrzymałem SMS w odpowiedzi na mój anons: aktyw w analu, pass w oralu 52.183.78.20 cm nie mogę teraz rozmawiać. Jak obstawiacie, czy ten gość szuka związku? Oczywiście że nie. Szuka seksu i seks układu, który myli ze związkiem. Szukając uczucia czy życia razem nie wyskakiwałby z katalogiem seksualnych preferencji.  Odpisałem mu zatem, że pomylił adres bo nie szukam seks układów. Na co on odpisał, że też szuka na stale - zapewne nie związku ale stałego układu, bo inaczej użyłby słowa "związku". Skoro tak, to zaprosiłem go na GG. 

I gościu odpisał: na takie rzeczy nie mam czas, wirtualiami się już nie bawię, real. Acha. Gościu nie lubi rozmowy w necie, bo ma nadzieję, że realne spotkanie pozwoli kogoś łatwiej usidlić. Napisałem mu zatem, że ja się nie bawię w randki w ciemno. Na to dostałem odpowiedź: pa grafomanie i dorośnij kiedyś. Odpaliłem mu więc, że jest amatorem seksu który tylko umie się przedstawiać rolą w seksie i długością kutasa i zaleciłem aby nie zawracał głowy szukającym związku. Mam ubaw tą całą korespondencją bo pokazuje ona zakłamanie anty wirtualnych poszukiwaczy seksu. 

Oczywiście gościu jeszcze wierzgnął jednym SMS-em - teraz mnie nazwał pajacem i przyczepił się że nie piszę poprawnie - wszak SMS-y piszę szybko i niestarannie. Odpisałem mu aby się nie czepiał bo odpadnie i aby tupanie nóżkami zostawił dla ambitnego seksu. Miałem coraz większy ubaw, ale postanowiłem już nie odpisywać - szkoda kasy na wiadomości, na koncie kontaktowego numeru mam około 12 złotych a nie chcę doładowywać.

Wkurza mnie w tej korespondencji kilka rzeczy. Po pierwsze - bezczelne szukanie seksu udające związek. Po drugie - nachalna szybkość spotkania się w realu, na ślepo i bez pomyślunku, która się idealnie składa z szukaniem seks ustawki, ale nie związku. Po trzecie - tania ironia, gdy komuś nie pasuje takie podejście. Na szczęście w początkowej fazie taki kontakt to po prostu fun. A fazy dalszej po prostu nie ma...

piątek, 6 stycznia 2012

Wielka miłość z mamą w tle

Miałem rozmowę na GG z chłopakiem, jak napisał w wieku 23 lat, który - co się czasem idiotycznie zdarza - nie znając mnie od razu zadeklarował, że mnie kocha. I pewnego dnia zagadał mnie pisząc, że powiedział swojej mamie, że jest gejem. I coś pisał o chodzeniu nago. A dokładniej o tym, że jego mama może chodzić nago, bo też wie, że jest gejem... Tak to zrozumiałem - napisał bowiem niejasno. Tak czy siak - to idiotyczne.

Widział mój profil na necie i w pewnym momencie napisał mi, że jego mama uważa, że jestem przystojny. To mnie bardzo zdenerwowało. Nie podoba mi się mieszanie żadnej kobiety, a szczególnie  mamy, do relacji z chłopakiem. I poza tym kojarzy mi się to z jakimś chłopakiem z Białegostoku, który zaprasza do mieszkania u niego z nim i mamą. Może to był ten sam bajkopisarz, może inny. W każdym razie zablokowałem go. Nie interesują mnie rozmowy z kretynami nie szanującymi słowa "kocham cię" i szafującymi nim bez opamiętania, kompletnie kogoś nie znając.

Taki folklor nadaje się jedynie do wzmiankowania na blogu. I co najważniejsze - nareszcie działa opcja blokowania rozmów. Nie korzystając z Gadu-Gadu ale jedynie wtyczki Gadu-Gadu miałem z tym problem. Teraz już na szczęście nie mam. I będę miał spokój od niepoważnych deklaracji tego chłopaka :-)

czwartek, 5 stycznia 2012

Stary człowiek i może

Tytuł jest oczywiście przeróbką Hemingwaya. Rozmawiałem na czacie z facetem w wieku 57 lat. Od razu zastrzegłem, że z osobą w tym wieku może się udać jedynie przyjaźń. I zaczęliśmy rozmawiać, najpierw o przyjaźni, potem o tym, że lepszy pewny przyjaciel niż niepewny partner. To było takie okrężne nawracanie do tematu związku przez tego faceta i sugerowanie między wierszami, że jest jednak odpowiednim partnerem. Sprytna socjotechnika i sam ją czasem też zapewne stosuję, choć raczej bardziej nieświadomie.

Rozmowa, generalnie, nie kleiła się jakoś specjalnie. Więc szansa na przyjaźń też była minimalna. I mój rozmówca nagle zaproponował kawę. Napisałem, jak zawsze, że kawa chętnie, gdy się bardziej poznamy i w naturalny sposób będziemy chcieli przenieść znajomość na realny, kawowy etap. Po to jest czat, aby w necie się poznać jak najlepiej i dopiero wtedy spotykać się z rozmówcą, mając uczciwe poczuciem, że komuś ufamy i chcemy go zobaczyć. Ale mój "stary człowiek" od razu kąśliwie zauważył, że jestem dzieckiem internetu.

Typowy argument. Wiele osób chce się szybko spotykać na kawę - ale po co robić to w ciemno? Może mają nadzieję, że nie wypadnie rozczarowanemu rozmówcy odwrócić się plecami i wyjść. Mają nadzieję, że rozmówca posiedzi i pogada. A ja bym w takiej sytuacji specjalnie przeprosił już na samym początku i pożegnał się. Po to, aby nieodpowiedzialny spotykacz zobaczył jak się czuje ktoś, kto przeżywa randkę w ciemno zakończoną bolesnym rozczarowaniem. No ale każdy ma prawo do takich lub innych wyborów ;-) Ja mam zaś prawo jego metodologię poznawania zaakceptować, lub nie.

W tym przypadku oczywiście nic nie wyszło - bo nawet netowa rozmowa się nie kleiła. Strach pomyśleć o kawie w takiej atmosferze :-)

środa, 4 stycznia 2012

Chyba nie lubię doktorków

Chyba nie lubię doktorków. I bynajmniej nie chodzi tu o lekarzy, ale o posiadających doktorat. Trafiła mi się na czacie rozmowa z kolejnym modelem - trzecim już - który rozbawił mnie i zarazem zaniepokoił. Bo trzy przypadki zaczynają tworzyć coraz bardziej wyraźną tendencję. 

Tym razem doktor (a doktorat robił z kulturoznawstwa) rozbawił mnie swoimi wymaganiami. Otóż wymaga do partnera ni mniej jak podwójnej magisterki lub doktoratu. Gratuluję mu wytrwałości, bo będzie mu potrzebna ;-) Poza tym pogadaliśmy o fotografii - oczywiście ocenił moje tematy fotograficzne za banalne, a sam zastrzegł, że takich nie robi - on fotografuje chmury i morze. Wyjaśniłem mu, że banalność nie zależy od motywu ale sposobu zrobienia zdjęcia, a najważniejsze w fotografii jest robić zdjęcia zgodne ze swoim sercem i potrzebami, a nie obrazy na pokaz.

Zaczęło się czuć stęchliznę w rozmowie, coraz bardziej napiętej. Na szczęście miłośnik podwójnej magisterki pożegnał się z powodu szukania przez niego partnera na Pomorzu. Ciekawe ilu znajdzie na tym Pomorzu podwójnych magistrów ;-) Mnie ulżyło, bo oszczędziło mi dalszego klepania. 

A doktor? Chyba powinien zostać narcyzem - i zakochać się w sobie ;-)

wtorek, 3 stycznia 2012

Cicha masakra

Dziś chciałbym napisać o tym, co się wydarzyło na blogu w październiku zeszłego roku. A była to tak zwana cicha masakra postów. Otóż w lipcu poznałem, jak mi się wydawało, odpowiedniego chłopaka. Napisałem na ten temat kilka postów, stopniowo pokazujących to poznawanie krok po kroku. Potem, w miarę rozwoju znajomości, pisałem kolejne posty. Wszystkie były ustawione do publikacji od drugiej połowy października, czyli 3 miesiące później. Standardowo opóźnienie publikacji byłoby co najmniej miesięczne, ale po prostu miałem większy zapas materiału - i chciałem się upewnić, czy warto o tej znajomości trąbić całemu światu.

Publikowanie postów o aktualnych wydarzeniach z opóźnieniem jest zbawienne - pozwala bowiem zorientować się czy post ma sens w świetle późniejszych wydarzeń. Czasem ma, ale zmieniony, a czasem nie ma w ogóle. I tak się stało z tą znajomością. Chłopak okazał się niestety nieodpowiedni - po prostu nie umiał okazywać miłości. Znajomość z nim przeciągała się z powodów technicznych, ale już w październiku uświadomiłem sobie, że nie będę z nim nic rozwijał. Zatem, tak naprawdę, nie ma sensu o nim niczego pisać.

Najpierw wywaliłem cześć postów (około 10), a niektóre zmieniłem. Potem, wywaliłem kolejne. I chłopak znikł z bloga zanim się na nim w ogóle pojawił. Nie chcę bowiem pisać o czymś, co się nie udało, w sposób taki jakby się udało. Czyli najpierw opisywać radość - a potem porażkę. Dlatego blog wygląda zupełnie inaczej niż był planowany (w tym okresie czasu). Bywa bowiem, że zmiany dokonują się za kulisami, a nie na scenie ;-)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Zbawienny brzuszek

Czasem to, co nie do zaakceptowania, jest witane z radością jako odsiecz wybawienia. Tak mi się zdarzyło jakiś czas temu podczas rozmowy z chłopakiem ze Śląska, który miał w nicku zawarte określenie "związku" - zatem był dla mnie wymarzonym "targetem". Zacząłem z nim rozmowę. Okazało, że że jego wiek jest jak najbardziej odpowiedni (dwadzieścia kilka lat). Zadałem mu więc standardowe pytanie o wykształcenie - okazało się, że posiada średnie i to bez matury. Być może więc przerwał naukę, bo chyba nie ma normalnego wykształcenia średniego bez matury - ale mogę się tu mylić ;-)

Niestety, nie nastroiło to mnie do tej rozmowy aż tak optymistycznie jakbym chciał - okazało się potem, że ten chłopak ma pracę, która też nie "imponuje". Oczywiście nie chodzi tu o jakiś idiotyczny szpan - to słowo jest bardzo nieadekwatne, więc użyłem go w cudzysłowie. Chodzi o to, aby mieć poczucie, że wykonywana praca rozwija tego człowieka i sprawia, że można oczekiwać od niego szerszych horyzontów intelektualnych. Gdyby był on, na przykład, bardzo skromniutko opłacanym pracownikiem publicznej biblioteki, szarą bibliotekarską myszką - to wyobraziłbym sobie bezkresne wieczory spędzone na rozmowach o książkach i kulturze. Ale jego praca niestety nie dawała podstawy do takich marzeń...

Zacząłem pisać trudny dokument biznesowy, wymagający skupienia, zatem napisałem rozmówcy, że będę rozmawiał wolniej. Gadaliśmy jeszcze jakiś czas. I w pewnym momencie on mnie spytał czy nie przeszkadza mi to, że jest grubaskiem. Zamarłem - grubasek kojarzy mi się maksymalnie źle, bo nawet misio brzmi o niebo sympatyczniej. Napisałem mu, że tak jeśli jest ode mnie cięższy i podałem wagę. Od razu się pożegnał. A mnie ulżyło, że rozmowa zakończyła się w taki "delikatny" sposób.

Odsiecz przyszła z najmniej oczekiwanej strony ;-)

niedziela, 1 stycznia 2012

2012 - koniec świata

Nowy Rok 2012 zapowiadany jest jako rok końca świata. A raczej zarabiania przez Hollywood na końcu świata. Podobnie jak zarabiali na Armageddonie. I zarabiać będą na kolejnych tematach - bo są perfekcyjną maszynką do zarabiania kasy, w przeciwieństwo do europejskiego "ambitnego" kina, które jest perfekcyjną maszynką do pochłaniania rządowych dotacji. Taka drobna różnica między wolą Ameryką a zaściankową i dumną ze swojego "postępu" Unią :-)

Dla mnie Nowy Rok 2012 będzie na pewno rokiem zmian. Nie mam już możliwości kontynuować mojego życia w stylu z lat poprzednich, muszę coś zmienić, aby życie było dalej w ogóle możliwe. Jest to więc dla mnie swoistego rodzaju koniec świata - ale mojego dotychczasowego świata.  Oczywiście pracuję nad zmianą mojego życia bardzo intensywnie, ale nie wszystko w tej pracy zależy ode mnie. Ludzie mówią mi, żeby skupić się na znalezieniu pracy, zabezpieczeniu materialnym życia. Ale co jest warte życie, które jest tylko pustą, choć zabezpieczoną materialnie, wegetacją? Oczywiście, szukam możliwości zabezpieczenia życia materialnie, ale na samym poczuciu obowiązku nie uda mi się zbudować życiowego sukcesu.

Dlatego z uporem maniaka uważam, że potrzebuję przede wszystkim miłości i sensu życia z kimś, a  dopiero to może dać mi motywację naprawdę wystarczającą do tego, aby dać z siebie wszystko w pracy i życiu społecznym. Bez tego będę co najwyżej cywilizacyjnym zombie, mechanicznym jak Frankenstein. Życie zasługuje na pełnię człowieczeństwa, a nie ma jej bez miłości i dawania siebie komuś z wzajemnością.

I tej pełni człowieczeństwa nam wszystkim w Nowym Roku 2012 życzę ;-)